Zmiana paradygmatu w stuletniej wojnie z Palestyną?

Zmiana paradygmatu w stuletniej wojnie z Palestyną?

Od 7 października pojawiło się pięć elementów wskazujących, że możemy być świadkami zmiany paradygmatu w stuletniej wojnie prowadzonej przeciwko narodowi palestyńskiemu.

Sześć tygodni temu ta rozmowa miałaby inny tytuł i oferowała nieco inną treść. Przedstawiłbym wówczas tło historyczne obecnej chwili w oparciu o ramy określone w mojej książce „Wojna stuletnia z Palestyną: historia osadników-kolonializmu i oporu”. Książka ta wyjaśnia wydarzenia w Palestynie od 1917 r. jako wynik prowadzonej na różnych etapach wojny z rdzenną ludnością palestyńską przez różne wielkie mocarstwa sprzymierzone z ruchem syjonistycznym – ruchem, który był zarówno kolonializmem osadniczym, jak i ruchem nacjonalistycznym. Siły te zostały później sprzymierzone z izraelskim państwem narodowym, które wyłoniło się z tego ruchu.

Nadal uważam te ramy za najlepszy sposób wyjaśnienia historii minionego stulecia i nie tylko. Nie jest to zatem odwieczny konflikt między Arabami a Żydami i nie trwa on od niepamiętnych czasów. Jest to całkowicie nowy produkt wtargnięcia imperializmu na Bliski Wschód i powstania nowoczesnych nacjonalizmów państw narodowych, zarówno arabskich, jak i żydowskiego. Co więcej, ta wojna nie była tylko wojną pomiędzy syjonizmem i Izraelem z jednej strony a Palestyńczykami z drugiej, przy czym ci ostatni byli czasami wspierany przez Arabów oraz innych aktorów. Zawsze wiązało się to z masową interwencją wielkich mocarstw po stronie ruchu syjonistycznego i Izraela: Wielkiej Brytanii aż do II wojny światowej oraz Stanów Zjednoczonych i innych mocarstw od tego czasu. Te wielkie mocarstwa nigdy nie były neutralne, nigdy nie były uczciwymi pośrednikami, ale były i są aktywnymi stronami tej wojny, opowiadającymi się po stronie Izraela. Biorąc pod uwagę te fakty, dalekie od równorzędności między obiema stronami, była to wojna między kolonizatorem a kolonizowanymi, między ciemiężycielem a uciskanymi i zawsze istniała ogromna nierównowaga między obiema stronami w Palestynie na korzyść syjonizmu i państwa Izrael.

Jednakże chociaż uważam, że te ramy zostały wzmocnione w ciągu ostatnich sześciu tygodni dzięki znacznemu poziomowi udziału USA oraz mającemu stosunkowo ograniczony charakter wsparcia ze strony Iranu i państw arabskich, możemy być świadkami zmiany paradygmatu ze względu na pojawienie się od 7 października nowych elementów. To, co zamierzam przedstawić, ma charakter wysoce wstępny. Jako historyk niechętnie przepowiadam dalszy rozwój wypadków. Jednak w świetle przebiegu tej wojny na przestrzeni ponad stulecia jasne jest, że pojawiły się nowe elementy, które mogą ewentualnie wskazywać, że wojna ta wchodzi w nową fazę. Chcę wyróżnić pięć z tych elementów.

I. Pierwszym z nich jest liczba ofiar śmiertelnych w Izraelu, która wynosi ponad 1200 i jest trzecią najwyższą w historii kraju. W ciągu niewiele więcej niż jednego dnia zginęło ponad 800 izraelskich cywilów, a także ponad 350 żołnierzy i funkcjonariuszy policji. Od tego czasu zginęło 64 izraelskich żołnierzy. Jest to prawdopodobnie najwyższa w historii liczba ofiar śmiertelnych wśród cywilów w Izraelu [719 cywilów zginęło podczas drugiej intifady w ciągu czterech lat; większość z 6000 zabitych w Izraelu w 1948 r., co stanowi najwyższą liczbę ofiar śmiertelnych w jakiejkolwiek wojnie, stanowili żołnierze]. Straty izraelskiego wojska i policji, w połączeniu z tymi poniesionymi od czasu rozpoczęcia inwazji lądowej kilka tygodni temu, przekroczyły już znacznie ponad 400. Wkrótce liczba ta zbliży się do liczby izraelskich żołnierzy zabitych podczas izraelskiej inwazji na Liban w 1982 r. [kiedy zginęło ponad 450 osób].

Obecna liczba ofiar śmiertelnych w Palestynie, wynosząca ponad 11 500 (na dzień 16.11.2023 r. -przyp. tłum.), podobnie jak w Izraelu, nie jest jeszcze ostateczna i zostanie powiększona przez wysoki wskaźnik możliwych do uniknięcia zgonów z powodu chorób, śmiertelności noworodków i innych przyczyn, a także prawdopodobne dodanie większości 2700 osób, uznanych do tej pory za zaginionych. To już sprawia, że jest to druga najwyższa liczba ofiar śmiertelnych w Palestynie od 1948 r., kiedy zginęło około 20 tys. osób, głównie cywilów, i prawdopodobnie jest wyższa niż liczba ofiar śmiertelnych wśród Palestyńczyków podczas wojny izraelskiej z Libanem w 1982 r., kiedy zginęło 20 tys. osób, wśród których ponad połowę stanowili Palestyńczycy a pozostałą część Libańczycy [podczas drugiej intifady zginęło około 5 tys. Palestyńczyków].

Przytaczam te makabryczne statystyki jako dowód na jeden z elementów czegoś, co może oznaczać zmianę paradygmatu. Liczba ofiar śmiertelnych w Izraelu, zwłaszcza liczba zabitych cywilów, wywołała traumatyczny szok, który odbił się szerokim echem w Izraelu, społecznościach żydowskich na całym świecie i na całym Zachodzie. Nie da się przewidzieć jego długoterminowych skutków politycznych, ale wywarły one już znaczący wpływ na proces decyzyjny rządów izraelskiego i amerykańskiego, czyniąc oba kraje bardziej agresywnymi i nieprzejednanymi. Tymczasem długoterminowy wpływ polityczny tak ogromnej liczby ofiar śmiertelnych w Palestynie w krótkim okresie, nie tylko na Palestyńczyków, ale także na świat arabski i być może dalej, jest również nieobliczalny i może równie dobrze wpłynąć na wewnętrzną politykę kilku państw arabskich, a także na przyszłość Izraela w regionie.

II. Liczby te należy postrzegać w kontekście dwóch innych cech. Po pierwsze, niespodziewany atak Hamasu, przełamanie przez niego izraelskiej obrony, w tym porażka całej dywizji armii izraelskiej (dywizji Gazy), całkowita porażka izraelskiego wywiadu i technologii inwigilacji oraz rzeź tak wielu izraelskich cywilów, to pierwszy przypadek od 1948 r., kiedy na izraelskiej ziemi wojna toczyła się z taką zaciekłością. Izraelczycy doświadczyli już wcześniej poważnych ataków na ludność cywilną, ze strony wystrzeliwanych rakiet i zamachowców-samobójców, ale od 1948 r. wszystkie główne wojny izraelskie – 1956, 1967, wojna na wyniszczenie w latach 1968-70, 1973, 1982, druga intifada i wszystkie wojny w Gazie – toczyły się zasadniczo na ziemi arabskiej. Nic takiego nie przydarzyło się Izraelowi od 75 lat.

III. Inną cechą jest to, że wojna ta reprezentuje tymczasowy upadek izraelskiej doktryny bezpieczeństwa. Często jest to błędnie nazywane „odstraszaniem”, ale w rzeczywistości wywodzi się z agresywnej doktryny, której po raz pierwszy nauczano założycieli izraelskich sił zbrojnych przez brytyjskich ekspertów ds. przeciwdziałania powstańcom, takich jak Orde Wingate. Doktryna ta głosi, że atakując zapobiegawczo lub w sposób odwetowy z przeważającą siłą, wróg może zostać zdecydowanie pokonany, trwale zastraszony i zmuszony do zaakceptowania izraelskich warunków. W przypadku Gazy oznaczało to okresowe uderzanie w mieszkańców Gazy i zabijanie dużej ich liczby, aby zmusić ich do zaakceptowania oblężenia i blokady, które trwały od 16 lat.

Mówię o tymczasowym upadku tej doktryny, ponieważ choć to, co wydarzyło się 7 października, powinno było wykazać jej całkowite bankructwo, izraelski establishment bezpieczeństwa najwyraźniej niczego się nie nauczył i podwoił jej stosowanie. Wydaje się, że zapomnieli o twierdzeniu Clausewitza, że wojna jest kontynuacją polityki, tylko innymi środkami. Jest oczywiste, że izraelscy przywódcy nie mają jasnego celu politycznego w prowadzeniu tej wojny, poza zemstą za ofiary wśród ludności cywilnej i upokarzającą klęskę militarną z 7 października, co jest przedstawiane jako przywrócenie tzw. „odstraszania”. Zamiast mieć precyzyjny cel polityczny tej wojny, izraelski rząd i wojsko przyjęły nierealny cel, czyli zniszczenie Hamasu, bytu polityczno-wojskowo-ideologicznego, który być może można pokonać militarnie, ale nie można go w ten sposób zniszczyć. Niezależnie od tego, czy Hamas zostanie ostatecznie osłabiony, czy wzmocniony, o czym przekonamy się dobrze dopiero po zakończeniu tej wojny, nie zostanie on zniszczony jako siła polityczna i ideologia, dopóki będzie trwała okupacja i ucisk narodu palestyńskiego.

IV. Kolejnym nowym elementem, który może być częścią zmiany paradygmatu, jest to, że po początkowej szerokiej sympatii dla Izraela na całym świecie, pojawiły się intensywne negatywne reakcje na wojnę Izraela w Gazie. Dzieje się tak w całym świecie arabskim, w większości krajów muzułmańskich i w większości reszty świata (a raczej w świecie rzeczywistym, z wyłączeniem Stanów Zjednoczonych i kilku krajów zachodnich). Podobnie intensywnie negatywna reakcja wystąpiła nawet wśród szerokich grup populacji amerykańskiej i europejskiej. Nie można powiedzieć, czy reakcja ta będzie miała trwały skutek. Z pewnością nie miało to prawie żadnego zauważalnego wpływu na politykę administracji Bidena polegającą na całkowitym wsparciu dla Izraela, która wzrasta do poziomu aktywnego udziału w wojnie z Gazą i która może prowadzić do zaangażowania sił amerykańskich w walkę, o ile – nie daj Boże – konflikt ten nie przerodzi się w szerszą wojnę.

Reakcja krajów arabskich przynajmniej dowodzi całkowitej ignorancji zachodnich i izraelskich decydentów oraz ekspertów, którzy beztrosko twierdzili, że „Arabów nie obchodzi Palestyna”. Twierdząc to z całą pewnością, pomylili autokratów i kleptokratów rządzących większością krajów arabskich z ich narodami, którzy najwyraźniej bardzo troszczą się o Palestynę, rozpoczynając największe demonstracje, jakie widziano w większości arabskich stolic od kilkunastu lat. Jak mógłby im powiedzieć każdy poważny historyk, przez ponad sto lat narody arabskie okazywały głęboką troskę o Palestynę. Nie można stwierdzić, czy ta silna negatywna reakcja na Izrael się utrwali oraz czy i kiedy antydemokratycznym reżimom, które nękają region, uda się stłumić wyrażanie tych uczuć. Jasne jest, że w swojej przyszłej polityce wobec Izraela będą musieli zachować znacznie większą ostrożność niż poprzednio, biorąc pod uwagę żarliwe wsparcie swoich narodów dla sprawy palestyńskiej.

V. Istnieje piąty i ostatni element tej możliwej zmiany paradygmatu. Nierówne miary, zgodnie z którymi zachodnie elity i politycy wartościują życie osób śniadych lub arabskich z jednej strony, a życie białych lub izraelskich z drugiej, stworzyły toksyczną atmosferę w zdominowanych przez te elity przestrzeniach, takich jak arena polityczna, korporacje, media, i uniwersytety takie jak Columbia. Te elity i wiele innych uważają, że masakry izraelskiej ludności cywilnej zasadniczo różnią się od masakr kilkunastu razy większej liczby palestyńskich cywilów. Cierpienia izraelskiej ludności cywilnej i tylko jej zostały ponownie wyraźnie przytoczone przez prezydenta Bidena dopiero 15 listopada, jednocześnie wybielając izraelskie bombardowania Gazy i, w swój charakterystycznie niespójny sposób, powtarzając na pamięć izraelskie argumenty.

To rażąco nierówne podejście jest mieczem obosiecznym: choć może służyć Izraelowi na krótką metę, uprzedzenia i podwójne standardy z nim związane są widoczne dla świata i rosnących grup opinii na Zachodzie, zwłaszcza młodszych ludzi. Jest to na ogół prawdą w przypadku wszystkich tych, którzy nie są odurzeni mocno wypaczonymi ofertami mainstreamowych mediów korporacyjnych, które zazwyczaj prezentują wszystkie wiadomości, jakie Izrael uzna za stosowne opublikować. Poparcie 68% Amerykanów, w tym zdecydowanej większości Demokratów, dla zawieszenia broni w Gazie, czemu sprzeciwia się zaciekle rząd izraelski i jego inicjator w Białym Domu, jest znaczącym wskaźnikiem, jeśli nie zapowiedzią zmiany paradygmatu.

Niemniej jednak, pomimo brutalnego politycznego wykorzystywania izraelskich ofiar śmiertelnych wśród cywilów i porwanych cywilnych zakładników, bardzo istotne jest uznanie, że kwestie te stanowią poważny problem moralny, a także prawny i polityczny dla zwolenników palestyńskich praw. Element moralny jest oczywisty: kobiety, dzieci, osoby starsze i wszystkie nieuzbrojone i niewalczące osoby powinni niewątpliwie znajdować się w czasie wojny pod ochroną. Kwestia prawna również powinna być oczywista. Można zdecydować się na niestosowanie standardów międzynarodowego prawa humanitarnego (MPH). Jeśli jednak ktoś chce je zastosować, muszą mieć one zastosowanie do wszystkich. Izrael fałszywie twierdzi, że przestrzega międzynarodowego prawa humanitarnego, chociaż wyraźnie przyznał w swojej „doktrynie dahii” ogłoszonej w 2007 roku przez byłego generała Gadiego Eizenkota, który jest obecnie członkiem izraelskiego gabinetu wojennego, że tak nie jest. Przywódcy Izraela wielokrotnie i otwarcie stwierdzali, że nie przestrzega on co najmniej dwóch kluczowych elementów MPH, czyli proporcjonalności, która wymaga, aby straty w odniesieniu do ludzkiego życia lub mienia nie były nadmierne w stosunku do korzyści oczekiwanych ze zniszczenia obiektu wojskowego oraz rozróżnienie, które wymaga rozróżnienia między ludnością cywilną a kombatantami. W swoich codziennych atakach na Gazę, jak i wiele razy w przeszłości, Izrael pokazał całkowite lekceważenie tych zasad, niszcząc życie niezliczonej liczby cywilów, rzekomo usiłując zabić konkretnego bojownika lub bojowników.

Prawdą jest, że zgodnie z prawem międzynarodowym narody pod okupacją mają prawo do stawiania oporu i dotyczy to oczywiście Palestyńczyków. Jeśli jednak ktoś chce żądać zastosowania MPH wobec Izraela, należy je zastosować w równym stopniu do uczestników palestyńskich i trzeba przyznać, że pomimo rażących naruszeń tych praw przez Izrael, naruszenia Hamasu i oraz innych grup muszą podlegać tym samym standardom.

Problem polityczny polega na tym, że podczas gdy Izrael narusza MPH całkowicie bezkarnie i przy bezapelacyjnej zgodzie Stanów Zjednoczonych i niektórych zachodnich rządów, palestyńskie naruszenia moralności i międzynarodowego prawa humanitarnego związane z zabijaniem i porywaniem ludności cywilnej, które lekceważą te zasady moralne i prawne, są wykorzystywane do oczerniania i delegitymizowania całej sprawy palestyńskiej, a nie tylko w odniesieniu do sprawców. Jak jasno wynika z politycznego, medialnego i instytucjonalnego odwetu w USA i Europie po 7 października, który jest w całości powiązany z tymi naruszeniami, co widzieliśmy na Uniwersytecie Columbia oraz na innych kampusach, celem stała się właśnie walka o prawa Palestyny.

To, co dzieje się we wrogiej przestrzeni politycznej, medialnej i instytucjonalnej w USA i na Zachodzie, w której wielu z nas uczestniczy, ma ogromne znaczenie. Jeśli przyjmiemy, że Izrael jest kolonialnym (a także narodowym) projektem osadniczym, wówczas jego metropolią będą Stany Zjednoczone i Zachód. Jak zrozumiały to irlandzkie, algierskie, wietnamskie i południowoafrykańskie ruchy wyzwoleńcze, przeciwstawienie się kolonializmowi w samej kolonii nie wystarczyło. Konieczne było także pozyskanie opinii publicznej w metropolii, co często wiązało się z ograniczeniem stosowania przemocy, a także inicjacją stosowania środków bezprzemocowych (choć jest to trudne w obliczu masowej przemocy kolonizatora). W ten sposób Irlandczycy wygrali wojnę o niepodległość trwającą od 1916 do 1921 r., Algierczycy zwyciężyli w 1962 r. i w ten sam sposób zwyciężyli także Wietnamczycy i mieszkańcy Republiki Południowej Afryki. We wrogiej przestrzeni politycznej i medialnej, w której w USA i Europie działają osoby wspierające prawa Palestyny, absolutna jasność w tych kwestiach jest niezbędna nie tylko ze względów moralnych i prawnych, ale także politycznych.

Chociaż wyniku tej wojny nie da się oczywiście na tym etapie przewidzieć, doprowadziła ona przynajmniej do zmian, które powyżej nakreśliłem. Czy doprowadzi to do głębokich zmian w paradygmacie humanitarnym i politycznym? Widzę trzy główne pytania:

1.) Czy wydalenie półtora miliona ludzi z północnej części Strefy Gazy, w tym z miasta Gaza, które stanowi już swego rodzaju nową Nakbę, doprowadzi do trwałych czystek etnicznych w tym północnym regionie?

2.) Czy społeczność międzynarodowa lub Stany Zjednoczone (które często zachowują się tak, jakby same stanowiły społeczność międzynarodową) zaprezentują oryginalne i nowatorskie polityczne rozwiązanie konfliktu oparte na równości i sprawiedliwości?

3.) Czy też, co jest bardziej prawdopodobne, po prostu przywrócona zostanie jakaś forma poprzedniego, opresyjnego status quo okupacji i zamykania Palestyńczyków na coraz mniejszych przestrzeniach, pompując jednocześnie więcej formaldehydu do gnijących zwłok od dawna martwego „rozwiązania dwupaństwowego”?

Nie da się dzisiaj odpowiedzieć na te pytania, chociaż przypuszczam, że odpowiedzią mogą być odpowiednio: „tak” w przypadku pierwszego, „nie” w przypadku drugiego i „tak” w przypadku trzeciego.

Można jednak mieć nadzieję, że jedno rozwiązanie zostanie wykluczone: będą to czystki etniczne części lub całości ludności Strefy Gazy i Zachodniego Brzegu poprzez wyparcie ich z historycznej Palestyny do egipskiego Synaju i Jordanii. Podczas swoich pierwszych wizyt w regionie po wybuchu wojny sekretarz stanu Anthony Blinken, najwyraźniej pełniąc rolę chłopca na posyłki Izraela, wywierał presję na władców Egiptu, Jordanii i Arabii Saudyjskiej, aby zaakceptowali to rozwiązanie. Wszyscy stanowczo je odrzucili. Czyniąc to, rządy te działały w oparciu o interes narodowy swoich państw oraz w interesie utrzymania swoich reżimów, ale także w interesie Palestyńczyków, którzy z 75 letniego gorzkiego doświadczenia wiedzą, że Izrael nigdy nie pozwolił nikomu, kto został wydalony z Palestyny, na powrót.

Dymiący pistolet świadczący o złych zamiarach Białego Domu Bidena można odnaleźć we wniosku budżetowym Biura Zarządzania i Budżetu z 20 października 2023 r. skierowanym do Kongresu o miliardy dolarów na pomoc wojskową dla Ukrainy i Izraela. Obejmuje on wniosek o finansowanie w ramach pozycji „Pomoc w zakresie migracji i uchodźców” na „potencjalne potrzeby Gazańczyków uciekających do krajów sąsiadujących”, „przesiedlania za granicę” oraz „wymogi programowe poza Gazą”.

Do krótkowzroczności administracji Bidena w niewolniczym przyłączaniu się do izraelskiego wysiłku wojennego obejmującego wiele prawdopodobnych zbrodni wojennych, który nie ma zauważalnego ani osiągalnego wyniku politycznego, należy dodać jego wewnętrzne szaleństwo polityczne. Zdecydowanie zignorowano rosnący sprzeciw wielu swoich urzędników, a także kluczowych elementów bazy Partii Demokratycznej wobec nieograniczonego wsparcia dla wojny Izraela w Gazie. Składa się ona głównie z młodych wyborców, elementów liberalnych i postępowych w społecznościach żydowskich i chrześcijańskich, Arabów, muzułmanów oraz czołowych przedstawicieli społeczności czarnoskórych i innych mniejszości. W miarę kontynuowania izraelskiego ataku na Gazę przy pełnym wsparciu administracji coraz trudniej jest przewidzieć, jak duża liczba tych grup, zwłaszcza tych zlokalizowanych w kluczowych wahających się stanach, zmusi się do głosowania na Josepha Bidena w 2024 r.

Poza amerykańskim wsparciem dla Izraela w wyparciu ponad miliona ludzi z północy Strefy Gazy, gdyby nie zdecydowana (jak dotąd) opozycja kilku rządów arabskich, doszedłby do tego haniebny udział Stanów Zjednoczonych w nowym etapie trwającego 75 lat procesu czystek etnicznych dokonywanych przez Izrael na Palestyńczykach w ich własnej ojczyźnie. Nie osiągnęliśmy tego punktu i miejmy nadzieję, że nigdy go nie osiągniemy. Jednakże, chociaż jak dotąd uniemożliwiono współudziału w tym konkretnym okrucieństwie, administracja Bidena już pogrążyła się na oślep w otchłani moralnej deprawacji, wspierając materialnie Izrael w masakrze tysięcy Palestyńczyków i czynieniu Gazy niezdatną do zamieszkania, a także tolerując czystki etniczne na tym obszarze.

Rashid Khalidi

Źródło: https://mondoweiss.net/2023/11/a-paradigm-shift-in-the-hundred-years-war-on-palestine/