Abulhawa o kraju bez prawa do istnienia. Szeherezada opowiada wojnę.

Abulhawa o kraju bez prawa do istnienia. Szeherezada opowiada wojnę.

Ta książka to być może najlepszy reportaż, jaki powstał o Palestynie, choć ani jeden z jej bohaterów nie istnieje naprawdę.
„Wiatr z północy” jest portretem zbiorowym, dokumentem czegoś o wiele więcej niż los pojedynczej rodziny – złożonym świadectwem tego, czym jest ten kraj bez prawa do istnienia.

Abulhawa zabiera czytelnika w literacką podróż do ziemi poezji, miłości i wojny. Uwodzi, wdziera się pod skórę, nie pozwala zapomnieć. Ma fantastyczną odwagę odsłaniać bezwstydne emocje tam, gdzie inni silą się na niemożliwą bezstronność i nieprzekonującą poprawność polityczną.

Autorka nie ucieka od kontrowersyjnych, bolesnych tematów: znajdziemy tu zadziwiająco wyważone wątki dotyczące terroryzmu, Holocaustu, przymusowych przesiedleń. Udaje jej się coś niebywałego – dodaje bardzo istotne szkiełko do tego kolorowego, zmieniającego się co chwilę kalejdoskopu konfliktu bliskowschodniego, ale bez rozdrapywania ran, dolewania oliwy do ognia. Z tych kruchych, ostrych elementów zszywa hipnotyzującą personifikację wojny, czyli to, co ginie na co dzień w kilkudziesięciosekundowej relacji medialnej z wybuchającą bombą w tle.

Relacja oddająca z dokładnością do ziarnka kawy realia życia na Zachodnim Brzegu, a jednak opowiedziana jak baśnie Szeherezady, przesycona arabską retoryką, sprawiająca że nie sposób się od niej oderwać. Jej opowieść jest po prostu bardzo ludzka – jak łzy zmieszane z krwią, strach z czułością, poniżenie z poświęceniem.

Literatura równie zmysłowa jak sama Palestyna, pełna odurzających zapachów, wielowymiarowych smaków, opisów barwnego wachlarza relacji międzyludzkich. Bo bezapelacyjnie największym skarbem tej targanej sprzecznościami, konfliktami, rozdartej na kawałki ziemi są jej mieszkańcy.

Jeśli pojedziesz do Zachodniego Brzegu, nie usłyszysz od Palestyńczyków: pisz o nas dobrze. Oni mówią: opowiedz o tym, co widzisz.
I właśnie taki – szukający zawsze twarzy przed polityką, próbujący oddać to, czego nie da się zamknąć w słowach, jest szept tytułowego wiatru z północy. Kawał dobrej reporterskiej roboty, zwłaszcza jak na fikcję.

„Korzenie naszej udręki są tak nierozerwalnie splecione z poczuciem straty, że traktujemy śmierć jak członka rodziny. Najchętniej unikalibyśmy go jak ognia, co nie zmienia faktu, że jest jednym z nas. Nasz gniew to furia niepojęta dla ludzi Zachodu. Nasz smutek wzruszyłby kamienie. Z miłością jest podobnie, Amal.

Tę miłość znasz, tylko jeśli doświadczyłeś głodu, od którego skręcało cię w środku. Jeśli ktoś zasłonił cię przed bombą spadającą z nieba i kulą, która miała cię przeszyć. To miłość, która rzuca się bez strachu ku nieskończoności. Miłość, w której mieszka Raj.”

Katarzyna Dybżyńska – dziennikarka, podróżniczka i blogerka.

Tekst ukazał się w miesięczniku „Le Monde Diplomatique – edycja polska”

Susan Abulhawa,

Wiatr z północy, tłum. Magdalena Moltzan-Małkowska, Prószyński i S-ka, Warszawa 2012, s. 404.