Rabin odbudowuje palestyński dom

Rabin odbudowuje palestyński dom

Prawdziwe wsparcie dla Izraela polega na mówieniu o tym, że to, co robi ten kraj, nie jest dobre – mówi rabin Arik W. Ascherman, współzałożyciel i dyrektor organizacji Rabini na rzecz Praw Człowieka. Rozmowę na wzgórzu Anata koło Jerozolimy w Strefie C na Zachodnim Brzegu przeprowadziła Aneta Jerska

Co robi rabin na Zachodnim Brzegu?

– Buduje palestyński dom… (śmiech). Salim i Arabija, których dom został zburzony, oraz ICAHD (Izraelski Komitet przeciwko Wyburzeniom Domów) stanowią dużą część mojego życia. Byłem tutaj w styczniu tego roku, kiedy dom został zburzony po raz kolejny. Jego odbudowa to polityczny akt walki z okupacją.

Rabini na rzecz Praw Człowieka to organizacja humanitarna czy polityczna?

– Jesteśmy organizacją humanitarną, choć w politycznym akcie oporu przeciw okupacji włączamy się w odbudowę zburzonych palestyńskich domów. Nasza organizacja została założona w 1988 r., w czasie pierwszej intifady. Wielu rabinów czuło wtedy, że jest to nasz rabinacki, żydowski obowiązek, aby zacząć działać na rzecz praw człowieka w Palestynie. Chcieliśmy uświadomić społeczeństwo izraelskie. Dołączyło do nas wielu innych rabinów – żydowskich ortodoksów, reformistów, konserwatystów. Jesteśmy jedyną organizacją religijną skupiającą się na prawach człowieka, w której rabini reprezentujący różne nurty judaizmu współpracują ze sobą.

Na czym polega wasza działalność?

– Jednym z naszych celów jest edukacja – prowadzimy w armii izraelskiej zajęcia na temat praw człowieka, rozmawiamy ze studentami, poruszamy kwestie społeczne dotyczące sprawiedliwości ekonomicznej, bezrobocia, dostępu do służby zdrowia wewnątrz Izraela, ale działamy również w sprawie 45 tzw. nieuznanych palestyńskich wiosek na pustyni Negew, których nie znajdziesz na żadnej izraelskiej mapie. Te wioski nie mają dostępu do elektryczności, kanalizacji czy wywozu śmieci. Działamy również na Terytoriach Okupowanych, skupiając się na sytuacji Beduinów, sprzeciwiamy się wyburzaniu palestyńskich domów, zabiegamy o prawo dostępu Palestyńczyków do ziem uprawnych. Jako wolontariusze ochraniamy palestyńskich rolników przed atakami osadników. Mamy też zespół prawników prowadzących różne sprawy sądowe dotyczące zwrotu ziemi zagarniętej palestyńskim właścicielom. Obecnie skupiamy się na wiosce Susja, której grozi wyburzenie, więc nasi prawnicy reprezentują jej mieszkańców w sądzie.

Czy macie również kontakt z osadnikami izraelskimi? W jaki sposób oni postrzegają waszą działalność?

– Tak, staramy się z nimi rozmawiać, także z ich rabinami. Gdybyśmy mówili tylko o sprawiedliwości ekonomicznej czy pracownikach zagranicznych, prawdopodobnie bylibyśmy w stanie dojść do porozumienia. Niektórzy bardziej liberalni osadnicy zgadzają się w kwestii praw człowieka w odniesieniu do Palestyńczyków jako do osób indywidualnych, rozmowa kończy się jednak, kiedy zaczynamy poruszać temat praw człowieka w kontekście praw zbiorowych – jak prawo narodu. Zawsze mnie zaskakuje, jak dobrze znają naszą działalność i jak bardzo nas nie lubią. Niestety, w Izraelu panuje symbioza pomiędzy judaizmem a skrajnym nacjonalizmem, staramy się to zmienić, co jest im bardzo nie na rękę.

Opowiadacie się za jakimś konkretnym rozwiązaniem politycznym?

– Nie jesteśmy organizacją polityczną, nie zajmujemy żadnego stanowiska w kwestii granic, rozwiązania jedno- czy dwupaństwowego. To po prostu nie jest nasz temat.

Działasz od wielu lat. Czy widzisz jakąś realną zmianę w społeczeństwie izraelskim? Jest szansa, aby w wyniku wewnętrznej presji społecznej doszło do zmiany polityki izraelskiej wobec Palestyńczyków?

– Obecnie wśród izraelskich obrońców praw człowieka toczy się duża debata na ten temat, wielu z nich nie wierzy już w żadną zmianę społeczną i dlatego są przekonani, że musimy liczyć na wsparcie społeczności międzynarodowej. Uważam, że świat zewnętrzny ma do odegrania bardzo dużą rolę, ale nie wydaje mi się, aby było to wystarczające. Czy zmiana jest możliwa od wewnątrz? Wierzę, że Izraelczycy i Palestyńczycy mogą żyć razem tutaj. Rok temu byliśmy zaangażowani w protesty społeczne, które wybuchły w Izraelu – choć były one kompletnie oderwane od tzw. kwestii palestyńskiej. W Jerozolimie do miasteczka namiotowego przyłączyła się grupa osób wywodzących się z bardzo prawicowego środowiska – protestowali przeciwko rządowej polityce mieszkaniowej. Niektórzy z nich, kiedy w styczniu w ciągu jednej nocy władze izraelskie wyburzyły palestyński dom Beit Arabija oraz sześć domów Beduinów na wzgórzu Anata, przyjechali z nami i pomagali przy odbudowie. To przykład na to, że opresja, której doświadczamy, jest w stanie wpłynąć na zmianę naszych przekonań, gdy zobaczymy ją sami na własne oczy. Dowiedzieli się o wyburzeniach domów, poznali Beduinów. Więc tak, uważam, że zmiana jest możliwa również w samym Izraelu.

Według wielu osób narzędziem, które może wpłynąć na zmianę polityki Izraela, jest kampania BDS (Bojkotu, Wycofania Inwestycji oraz Sankcji). Czy twoja organizacja popiera bojkot Izraela?

– Jako organizacja nie zajmujemy się tym, nie popieramy BDS. Jako osoba prywatna jestem skłonny poprzeć akcje prowadzące do wycofania inwestycji z firm i korporacji odpowiedzialnych np. za budowanie osiedli izraelskich. Te pieniądze mogłyby zostać przeznaczone na przykład na zbudowanie czegoś wewnątrz Izraela. Jako student college’u byłem zaangażowany w popieranie walki z apartheidem w RPA, a jak wiemy, to właśnie wycofanie inwestycji z firm południowoafrykańskich w dużej mierze doprowadziło do upadku apartheidu. Angażowałem się też w kampanię przeciwko wojnie i sankcjom w Iraku, dlatego że sankcje odbijają się na zwykłych ludziach i nie zawsze przekładają się na zmianę polityki. Nie można zakładać, że sankcje będą miały takie samo zastosowanie w każdym kraju. Wiele osób uważa, że na skuteczność sankcji w RPA duży wpływ miały też kwestie psychologiczne – Republika Południowej Afryki bardzo chciała stać się częścią społeczności międzynarodowej i większość kampanii przeciwko apartheidowi dotyczyła bojkotu wydarzeń sportowych. Ale w Izraelu bojkot może zostać wykorzystany w sposób propagandowy – jako kolejny przykład na to, że świat nas nie lubi. Według mnie jedynym sposobem byłoby wycofanie inwestycji z firm czerpiących zyski z okupacji.

Co jeszcze może zrobić społeczność międzynarodowa, aby działać na rzecz sprawiedliwego pokoju w Izraelu/Palestynie?

– Obecnie mamy do czynienia z paradoksem. Nie chcemy oczywiście, żeby ludzie byli przeciwko Izraelowi. Ale co mamy na myśli, kiedy mówimy o działaniach proizraelskich? Wiele krajów wspiera Izrael niezależnie od wszystkiego – wedle logiki, że cokolwiek Izrael chce zrobić, musimy to wspierać. Nie pozwalamy swoim przyjaciołom prowadzić pod wpływem alkoholu – podobnie powinno być z Izraelem. Prawdziwe wsparcie polega na mówieniu o tym, że to, co robi ten kraj, nie jest dobre. A zatem tym, czego potrzebujemy w tej chwili, jest mówienie na przykład o wyburzeniach palestyńskich domów. Świat i społeczność międzynarodowa powinny powiedzieć „stop”.

Tekst ukazał się w tygodniku „Przekrój”