Niekończąca się wojna prewencyjna Izraela

Niekończąca się wojna prewencyjna Izraela

„Jesteśmy w stanie wojny!” – ogłosili izraelscy dowódcy pięć lat temu. Nietypowy rodzaj wojny: wojny unilateralnej, gdzie tylko jedna strona, Izrael, walczy, uderza, niszczy, morduje, aresztuje, torturuje. I kiedy nagle druga strona odpowiada, atakując izraelskie posterunki i pojazdy opancerzone oraz biorąc jeńców, nie jest ona postrzegana jako przeciwnik, lecz jako terroryści atakujący bez przyczyny suwerenny kraj.

Pięć lat niemal jednostronnego stosowania przemocy stworzyło iluzję, że Izrael jest jedynym aktorem na scenie, podczas gdy wszyscy inni służą jedynie za bierne obiekty jednostronnej brutalności. Po iluzji następuje zaskoczenie, a po nim rozczarowanie.

Izraelski wywiad wojskowy został zaskoczony zarówno udanym palestyńskim atakiem na wojskowy posterunek Kerem Szalom, jak i atakiem Hezbollahu na południową granicę Libanu. Mossad został zaskoczony zdolnością Hezbollahu do uderzenia rakietami i pociskami w główne miasta Izraela. Zaskoczenie jest ceną, jaką zawsze płaci się za kolonialną arogancję i jej strukturalną niezdolność do traktowania skolonizowanych jak istot ludzkich, zdolnych do myślenia, planowania i reagowania.

Pomimo ciągłego mówienia: „Arabowie”, „arabskie zagrożenie”, „arabski wróg”, „muzułmańskie zagrożenie”, Izraelczycy nie widzą oczywistego związku pomiędzy nieustannymi masakrami Izraela w Gazie i kontratakami libańskich aktywistów. Dlatego są oni niemal bez wyjątku zaskoczeni i głęboko urażeni: jak śmie libańska organizacja atakować izraelskie miasta bez żadnego powodu czy prowokacji z naszej strony?! Uzależnieni od jednostronnego użycia siły, obywatele Państwa Izrael są dziś zdezorientowani i, jak zwykle, identyfikują się z silnym poczuciem wiktymizacji, jako ofiary globalnej nienawiści do Żydów.

Strategiczna odpowiedź izraelskich przywódców wojskowych polega na zwielokrotnieniu użycia przemocy, zgodnie ze stereotypowym wojskowym podejściem: „gdy siła zawodzi, użyj więcej siły”. Nie mają oni najmniejszego pojęcia, jak ich bombardowania cywilnej infrastruktury Libanu mogą wpłynąć na stabilność reżimu. Marzy im się atak na Syrię, bez żadnego poważnego oszacowania potencjalnej reakcji Iranu na taki atak, włącznie z możliwym podsyceniem szyickiego powstania przeciw siłom USA w Iraku. Jak można się spodziewać po każdej armii kolonialnej, Izraelczycy chcą użyć swej militarnej przewagi, aby „dać lekcję” Arabom czy muzułmanom.

Tymczasem to Izraelczycy boleśnie uczą się, iż prędzej czy później, jednostronne użycie siły prowadzi do proporcjonalnego nasilenia przemocy, a w bliskiej przyszłości mogą się również nauczyć, że na Bliskim Wschodzie lokalny konflikt może przerodzić się w regionalną wojnę. Fakt, iż mała, dobrze przygotowana libańska organizacja może spowodować poważne zniszczenia w sercu Izraela jest ogromnym ciosem dla siły odstraszania Państwa Żydowskiego, i nawet tony bomb zrzucone na Liban nie będą w stanie zmienić tej nowej rzeczywistości.

Obecny kryzys nie jest bliski końca z kilku powodów. Po pierwsze, nie ma żadnych oznak gotowości do kapitulacji, ani na Palestyńskich Terytoriach Okupowanych, ani w Libanie. Chociaż wiele arabskich reżimów, zwłaszcza w Arabii Saudyjskiej, Egipcie i Jordanii, podobnie jak część libańskiej elity władzy, jest niezadowolonych z odwetowej wojny Hezbollahu, brutalność izraelskich ataków wywołuje szybko wśród Arabów powszechną niechęć wobec izraelskiej przemocy oraz poparcie dla Ruchu Oporu. Po drugie, nie ma i nie będzie żadnej międzynarodowej presji na Izrael; nawet Unia Europejska traktuje Izrael jako uprawnioną do odwetu ofiarę, aczkolwiek z zachowaniem proporcjonalności zastosowanej siły. Po trzecie, izraelska opinia publiczna nie uznaje utraty życia przez Izraelczyków za porażkę polityki swego rządu ani za katalizator masowego ruchu antywojennego, jak to miało miejsce podczas wojny libańskiej w latach 1982-1985. Większość izraelskiej opinii publicznej, po uwewnętrznieniu światopoglądu „zderzenia cywilizacji”, a co za tym idzie, potrzeby niekończącej się wojny prewencyjnej, uznaje fakt istnienia izraelskich ofiar cywilnych i wojskowych za naturalny i nieunikniony. Innymi słowy, rząd nie jest już odpowiedzialny za cierpienia Izraelczyków, które uznaje się za uzasadnioną cenę ochrony Państwa Izrael, jako części „cywilizowanego świata”, przed „barbarzyńską” cywilizacją muzułmańską.

Sofizmat „zderzenia cywilizacji” głęboko zakorzenił się w izraelskiej opinii publicznej od 1996 r., co czyni go niezmiernie trudnym do zwalczenia. To zakorzenienie potwierdza późniejsza całkowita porażka organizacji Pokój Teraz, jak dotąd największej masowej izraelskiej organizacji pokojowej, która milczała podczas brutalnej wyniszczającej wojny prowadzonej przez Ariela Szarona w latach 2001-2005, i która dziś wspiera izraelską agresję w Gazie i Libanie.

Dlatego właśnie, w przeciwieństwie do demonstracji z 1982 r., tylko ośmiuset mężczyzn i kobiet demonstrowało w niedzielną noc w Tel Awiwie przeciw agresywnym operacjom w Libanie i izraelskiej polityce siły. Być może odważni i zdeterminowani, aktywiści antykolonialnego ruchu w Izraelu nie mogą zmienić kierunku działań rządu i jego skłonności do prowadzenia niekończącej się wojny w regionie. Jednakże ich wyraźna opozycja wobec izraelskiej polityki wojennej jest żywym dowodem, iż nie istnieje żadne konkretne „zderzenie cywilizacji” lub, mówiąc słowami izraelskich rzeczników, „generalny problem kulturowy” pomiędzy Żydami i Arabami. W rzeczy samej istnieje zderzenie: zderzenie z jednej strony, między tymi, którzy w Waszyngtonie i Tel Awiwie optują za rekolonizacją świata pod panowaniem wielonarodowych korporacji i amerykańskiego imperium, a z drugiej strony, ludami świata, które aspirują do prawdziwej wolności, suwerenności i niezależności.

tłum. Wiktoria Laskus, Tomasz R. Wiśniewski

Michel Warschawski (ur. w 1949 r. w Strasburgu w rodzinie ortodoksyjnych Żydów) – obywatel państwa Izrael, studiował teologię żydowską w szkole talmudycznej i filozofię na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie, działał w Izraelskiej Organizacji Socjalistycznej i był redaktorem naczelnym publikowanego przez nią miesięcznika Macpen. W 1982 r. był współzałożycielem  Jesz Gwul – ruchu rezerwistów przeciwko najazdowi Izraela na Liban. Trzykrotnie więziony za odmowę służby wojskowej w Libanie. W latach 1987-1990 aresztowany i skazany na więzienie pod zarzutem popierania nielegalnych organizacji palestyńskiego ruchu oporu. Obecnie prezes Ośrodka Informacji Alternatywnej, który założył w 1984 r., oraz członek sekretariatu porozumienia organizacji izraelskich na rzecz pokoju i sprawiedliwości. Autor m.in. Schyłku syjonizmu (1992, po hebrajsku), Kryzysu społeczeństwa izraelskiego (1997, po arabsku). Komentator Radio Suisse, Romande, RFI i CBC. Współpracownik Lewej Nogi.