Ewolucja taktyki bojowej Hezbollahu

Ewolucja taktyki bojowej Hezbollahu

Hezbollah, ruch partyzancki, który zmusił Izrael do opuszczenia skrawka południowego Libanu, okupowanego przez 22 lata, rozrósł się z małej, amatorskiej grupy zbrojnej w ruch zdolny do bardzo wyrafinowanych operacji taktycznych i do korzystania z nowego oręża nowoczesnej wojny – telewizji. „Posłużenie się mediami jako orężem przynosi skutek porównywalny ze zwycięską bitwą”, powiedział wysokiej rangi komendant Hezbollahu, szajch Nabil Kauk, udzielając wywiadu dziennikarzowi zachodniemu – co przywódcy tej organizacji rzadko czynią.

Niezwykle szczegółowo opowiedział, jak Hezbollah nauczył się działać coraz skuteczniej, wypracowywać coraz lepszą strategię i posługiwać się coraz bardziej skomplikowaną bronią – oraz jak filmować swoje sukcesy i kolportować kasety wideo w mediach. „Za pośrednictwem tych filmów byliśmy w stanie zdalnie sterować morale mnóstwa Izraelczyków”, powiedział podkreślając, że utrata morale przez Izraelczyków pomogła przegonić ich z południowego Libanu w takiej samej mierze, co klęska na polu walki.

Ongiś, obok samobójczych ataków nastolatków, którzy w wypełnionych materiałem wybuchowym samochodach rzucali się na instalacje izraelskie, taktyka Hezbollahu polegała głównie na zasadzkach, zabójstwach i eksplodowaniu min drogowych. Jak jednak stwierdzają obserwatorzy wojskowi w tym regionie, z biegiem czasu cechowało ją coraz lepsze planowanie i wykonawstwo.

Punktem zwrotnym była we wrześniu 1997 r. zasadzka, w którą podczas rajdu wpadł elitarny oddział izraelskich komandosów morskich; zginął ich tuzin. Jak mówi szajch – a potwierdzają to zachodni obserwatorzy wojskowi – najpierw Izraelczycy wstrzymali takie rajdy na rok, starając się ustalić, jakie były przyczyny tej porażki, a następnie Hezbollah rozpuścił pogłoski, że przeniknął do wywiadu izraelskiego, co spowodowało dalsze wstrzymanie przeciwpowstańczych operacji izraelskich.

Skutkiem było zepchnięcie Izraelczyków do bunkrów, toteż teren i inicjatywa przeszły w ręce Hezbollahu. Jego uderzenia uległy nagłośnieniu, ponieważ rejestrowali je ukryci kamerzyści Hezbollahu, a kasety szybko docierały do telewizji izraelskiej – nieraz w tej samej chwili, w której rzecznik armii izraelskiej zaprzeczał, że dany incydent miał miejsce. W rezultacie zadziałał czynnik nazywany przez wojskowych „mnożnikiem siły”, który w wielkiej mierze zachwiał wolą walki Izraelczyków.

„75% swoich działań wojennych Hezbollah stoczył przy użyciu kaset wideo”, powiedział doświadczony oficer stacjonujących na tym terenie sił pokojowych ONZ. Kasety czym prędzej ekspediowano do Bejrutu, gdzie kopie dostarczano telewizji libańskiej i takim zachodnim agencjom prasowym, jak Associated Press i Reuters, za pośrednictwem których były szeroko dostępne. Najpierw pokazywała je jednak stacja telewizyjna samego Hezbollahu.
Filmy wideo często pokazywano w Izraelu w wieczornych wiadomościach telewizyjnych, co sprzyjało przenoszeniu kosztów okupacji do domu. Ogromnie kontrastowały one z tym, co standardowo serwowali izraelscy reporterzy wojskowi, których materiały podlegały surowym restrykcjom i cenzurze armii. Często zamazane i ziarniste filmy Hezbollahu przyczyniły się do wzmożenia przez opinię publiczną w Izraelu presji, aby wojsko wróciło do domu.
Kasety na nic by się jednak nie zdały, gdyby z biegiem czasu – trwało to długie lata – Hezbollah nie rozwinął swoich umiejętności zbieranie informacji wywiadowczych i nie podniósł kwalifikacji bojowych. „Gdy zaczynali, wydawało im się, że wygrają, zbierając na wzgórzu gromadę ludzi wołających Allahu akbar”, powiedział o bojownikach Hezbollahu stacjonujący w rejonie oficer ONZ. „W jednej operacji potrafili stracić 40 ludzi. Teraz działają w sposób bardzo wyrafinowany i zdyscyplinowany.”

Szajch Kauk stwierdził w wywiadzie, że partyzanci byli w stanie podnieść skuteczność swoich działań, ponieważ studiowali każdą operację, uczyli się na błędach i zdobywali doświadczenie w posługiwaniu się bronią. Wskazał również, że w celu pokrzyżowania szyków liczniejszym i lepiej wyposażonym wojskom izraelskim stosowali metody, które czasami pozostawały na niebywale niskim poziomie technicznym. „Ruch oporu zawsze skupiał swoją uwagę na słabych punktach nieprzyjaciela”, powiedział wykładając zasady klasycznej teorii i praktyki wojny partyzanckiej.
Eksperci wojskowi mówią, że Hezbollah zawsze miał na swoim stanie nie więcej niż 500 stałych bojowników, choć mógł zmobilizować dużo więcej zwolenników. Wojska izraelskie w południowym Libanie liczyły na ogół 1500 żołnierzy wspieranych przez 2500 kolaborantów – żołnierzy milicji libańskiej, która rozpadła się i rozpierzchła, gdy 24 maja 2000 r. Izraelczycy wzięli nagle nogi za pas. Działacze Hezbollahu twierdzą, że w ciągu długich lat walki stracili 1500 bojowników; w miejscach, w których oni polegli, stawia się teraz żółte znaki drogowe. Zginęły również setki żołnierzy izraelskich.

Szajch Kauk wyjaśnił, że Hezbollah toczył wojnę dwojakiego rodzaju – partyzancką i konwencjonalną. Przechodząc od jednej do drugiej był w stanie utrzymać inicjatywę; po starciu bojownicy rozpraszali się wśród ludności, która w większości z nimi sympatyzowała. „Ograniczając rozmach starć mogliśmy trzymać atuty w ręku”, powiedział szajch. „Potrafiliśmy staczać małe, niewielkie bitwy, podczas których mieliśmy przewagę. Nawet rakiet, którymi posługiwał się ruch oporu, należało używać inteligentnie. Akcje przeprowadzaliśmy tak, że wybór miejsca i czasu zapewniał im odpowiednią skuteczność.”

Szajch i obserwatorzy wojskowi przytaczają wiele innowacji, jakie wprowadził Hezbollah – od min drogowych, robionych z plastikowych imitacji głazów, które w Bejrucie można nabyć w sklepach ogrodniczych za 15 dolarów, po puszczanie zwierząt hodowlanych na tereny monitorowane przez izraelskie czujniki ruchu. Jednocześnie Hezbollah potrafił blokować izraelskie radary i monitoringi.
Szajch opowiedział, jak Izraelczycy przez wiele miesięcy szukali starego radzieckiego czołgu T-55, który nigdy nie jeździł i był nie do wykrycia przez izraelskie czujniki ciepła, bo ukryto go w grocie i strzelano z niego sporadycznie. Bojownicy Hezbollahu odkryli, że elektronicznie kierowane rakiety przeciwczołgowe, którymi można sterować w locie, da się kierować na małe otwory w betonowych bunkrach. „Nie wiedział o tym nawet ten, kto wymyślił te rakiety”, chwalił się szajch Kauk. Z uśmiechem na ustach odmówił odpowiedzi na pytanie, czy Hezbollah posiada amerykańskie rakiety TOW – celniejsze od starych saggarów, którymi się posługiwał.
Przede wszystkim – mówił szajch – on i jego bojownicy „zawsze byli gotowi do męczeństwa”, podczas gdy żołnierz izraelski „prawdopodobnie nie był gotów umierać”. „Ważniejsze niż cokolwiek”, powiedział, „jest to, że nie wierzył, iż tę wojnę można wygrać.” Podkreślił również znaczenie dobrej siatki wywiadowczej.

Skuteczności tej siatki dowiodła 28 lutego 1999 r. śmierć gen. Ereza Gersteina, wysokiego izraelskiego oficera łącznikowego przy milicji kolaboracyjnej; jadąc samochodem w konwoju wojskowym zginął on w wyniku eksplozji miny drogowej. Był to najwyższy rangą oficer izraelski zabity w okupowanym Libanie. Z kolei 30 stycznia 2000 r. zginął drugi według starszeństwa oficer milicji, płk Akl Haszem – bomba wybuchła u niego w domu w Mardżejun.

John Kifner

Artykuł ten ukazał się w dzienniku The New York Times z 19 lipca 2000 r.