Polemika: Czy jest co świętować?

Polemika: Czy jest co świętować?

Każdy akt demokratycznych wyborów da się nazwać „świętem demokracji”. Przychodzą jednak takie momenty, gdzie używanie tych słów wydaje się po prostu nie na miejscu.

Nie mam w zwyczaju gorączkowania się w sprawie tekstów, które wyrażają inne punkty widzenia, natomiast w tym przypadku nie chodzi tylko o odmienne zdanie. Paulina Biernacka w swoim komentarzu „Izraelskie święto demokracji” na temat wyborów w Izraelu pisze, że partie, które najprawdopodobniej wejdą do nowego rząd Netanjahu są za powrotem do negocjacji z Palestyńczykami. Sugeruje tym samym ich otwartość i umiarkowanie. Szkoda, że autorka ani chwili nie poświęca analizie pomysłów tych partii na rozwiązanie konfliktu palestyńskiego. Być może wówczas dowiedziałaby się, że zarówno postulaty centrowej Jesz Atid (Jest Przyszłość), kierowanej przez telewizyjną gwiazdę Jaira Lapida jak i nacjonalistycznej Beit Yehudi (Dom Żydowski) kierowanej przez Naftali Bennetta, dawnego przywódcę osadników żydowskich, utrudniają albo wręcz uniemożliwiają powrót do stołu negocjacyjnego.

Pisząc o fenomenie Lapida, który niespodziewanie wkroczył do izraelskiej polityki, autorka twierdzi: „Ugrupowanie Lapida chce dwupaństwowego rozwiązania konfliktu, z jednoczesnym utrzymaniem po stronie żydowskiej najbardziej zaludnionych przez Izraelczyków osiedli. Wejście tej partii do rządu zagwarantuje powrót do rozmów z Palestyńczykami”. Po pierwsze, powyższy fragment sugeruje jakoby poglądy Lapida w sprawie palestyńskiej gwarantowały powrót do rozmów. Problem polega na tym, że to wrzucone przez autorkę zadanie o „utrzymaniu po stronie żydowskiej najbardziej zaludnionych przez Izraelczyków osiedli” w żadnym wypadku nie „gwarantuje” powrotu do rozmów, a raczej bardzo ten powrót utrudnia. W praktyce oznacza pozostawienie na Zachodnim Brzegu przynajmniej połowy z 500 tysięcy osadników w osiedlach Male Adumin i Ariel wchodzących w głąb terytoriów palestyńskich i dzielących potencjalne państwo, którego tak rzekomo chce Lapid, na kilka kawałków.Po drugie, autorka zupełnie pomija poglądy Lapida w kwestii Jerozolimy, a te również nie do końca „gwarantują” powrót do jakichkolwiek rozmów innych niż te o charakterze koalicyjnym. Lapid z góry wyklucza jakikolwiek kompromis w sprawie Jerozolimy, pisząc w swojej deklaracji programowej, że „Jerozolima jest odwieczną stolicą Izraela i jej unifikacja jest narodowym symbolem. Jerozolima musi zostać pod izraelską kontrolą, bo nie tylko jest jakimś miejscem albo miastem, ale centrum żydowskiego etosu i miastem świętym dla Żydów”. Lapid ignoruje w całej rozciągłości fakt, że Jerozolima jest również centrum „etosu” dla muzułmanów i chrześcijan.

W sprawie wyniku wyborczego radykalnej prawicy autorka pisze, że „do rządu najprawdopodobniej dołączy również Naftali Bennett i jego partia Beit Jehudi, która mimo że reprezentuje interesy osadników, już zapowiedziała, iż jest gotowa negocjować z Palestyńczykami”. Szkoda, że Biernacka nie zadaje sobie trudu, żeby choć napomknąć o tym, co ta „gotowość” do negocjacji oznacza. A sądząc po słowach Bennetta z kampanii wyborczej, jego zdolność „negocjacyjna” jest legendarna.

Otóż Naftali Bennett w przedwyborczym wywiadzie dla „Guardiana” mówi, że „nie ma mowy o żadnym państwie palestyńskim na małym terenie Izraela”, odnosząc się do całego obszaru historycznej Palestyny od Jordanu do Morza Śródziemnego. Oraz, że „państwo palestyńskie na tym terenie byłoby katastrofą przez następne 200 lat”. Starając się udowodnić żydowskość Palestyny, Bennett twierdzi na przykład, że „Żydzi zamieszkiwali Izrael w czasach, kiedy Palestyńczycy chodzili po drzewach”. On i jego partia są też za aneksją całości obszaru C, czyli 62 proc. terytorium palestyńskiego Zachodniego Brzegu, gdzie znajdują się wszystkie nielegalne osiedla żydowskie. Aneksja tego terenu, co postuluje Bennett, oznacza koniec jakiegokolwiek marzenia o dwóch państwach i jest postulatem de facto inkorporacji Zachodniego Brzegu do Izraela, pozostawiając zamknięte enklawy palestyńskich bantustanów.

Zamiast sięgnąć po te szczegóły, które stawiają pod znakiem zapytania gotowość negocjacyjną obu partii, autorka woli z góry przesądzić efekt tych negocjacji, które miałyby się dopiero odbyć. Pisze, że „w obecnej sytuacji chwilę po konflikcie z Gazą i w oczekiwaniu na trzecią Intifadę trudno będzie znaleźć partnera do rozmów po drugiej stronie”. Autorka napomyka o trzeciej Intifadzie mimochodem, jakby to, że się wydarzy, było najbardziej oczywistą rzeczą pod słońcem, a tego typu stwierdzenie nie wymagało oparcia się na danych i dowodach.

Rzecz jasna, „oczekiwanie na trzecią Intifadę” może być osobistym oczekiwaniem autorki (albo, przypuszczalnie, poglądem któregoś prawicowego polityka izraelskiego), ale nie wolno przedstawiać osobistych poglądów jak bezdyskusyjnych faktów. Dodanie zaś tezy, że „po stronie palestyńskiej nie ma z kim rozmawiać” jest przykładem na to, jak Paulina Biernacka używa ulubionych klisz izraelskich polityków i traktuje ich opinie jak prawdę objawioną niewymagającą sprawdzenia.

Na koniec zaś, i to już kwestia smaku, nadanie całemu tekstowi tytułu „Święto izraelskiej demokracji” wydaje się wyjątkowo feralne w kontekście problemów z prawem międzynarodowym i łamaniem praw człowieka na Zachodnim Brzegu, o jakie rządy pod kierownictwem zwycięzców tego „święta demokracji” są oskarżane. Właśnie został opublikowany bezprecedensowy raport Komisji Praw Człowieka ONZ, który domaga się wprowadzenia sankcji na Izrael w odpowiedzi na postępujące łamanie prawa międzynarodowego na Zachodnim Brzegu w postaci ciągłego rozwoju nielegalnych osiedli i „zinstytucjonalizowanej dyskryminacji wobec Palestyńczyków”.

Rzecz jasna można to wszystko zignorować, bo przecież każdy akt demokratycznych wyborów da się nazwać „świętem demokracji”. Przychodzą jednak takie momenty, gdzie używanie tych słów wydaje się po prostu nie na miejscu.

Dominika Blachnicka-Ciacek – doktorantka socjologii wizualnej w Goldsmiths College Uniwersytetu Londyńskiego. Była wolontariuszką Ekumenicznego Programu Współtowarzyszenia w Palestynie i Izraelu (EAPPI).

Źródło: http://www.instytutobywatelski.pl/