Palestyna: Miejsce, które płacze – John Berger

Palestyna: Miejsce, które płacze – John Berger

Kilka dni po powrocie z tego miejsca, które do niedawna uważano za przyszłe państwo palestyńskie, a które teraz stało się największym więzieniem świata (Gaza) i największą poczekalnią świata (Cisjordania), miałem pewien sen.

Stoję sam na gresowej pustyni, obnażony do pasa. Czyjaś ręka zaczyna zbierać garście ziemi i rzucać je we mnie. Jest to gest pełen skupienia, nie ma w nim agresji. Kawałki ziemi i kamieni, zanim dosięgną mojego ciała zmieniają się w strzępy materiału, może bawełny, i owijają się wokół mnie. Później te strzępy tkanin przechodzą kolejną przeminę i przekształcają się w słowa i zdania. Nie przeze mnie pisane, lecz przez to miejsce.

“Ziemia odarta ze skóry” – za każdym razem, gdy przypominam sobie ten sen, przychodzi mi na myśl to wyrażenie. Mówi ono o miejscu albo miejscach, w których wszystko, materialne i niematerialne, zostało zniszczone, zrabowane, wymiecione, wywrócone, wszystko poza nieszczęsną, namacalną ziemią.

*

Na przedmieściach Ramallah, na zachód od centrum miasta, u wylotu ulicy Tokyo, wznosi się wzgórze zwane d’Al Rabwe. Tutaj pochowany został poeta Mahmud Darwisz. Nie ma tu żadnego cmentarza. (…) Tutaj właśnie Darwisz czytał po raz ostatni niektóre swoje poematy – choć nikt wówczas nie przypuszczał, że to ostatni raz. Co może znaczyć słowo ostatni, kiedy wszystko jest ruiną?

Poszliśmy odwiedzić jego grób. Leży na nim kamień nagrobny, a na świeżo skopanej ziemi, wciąż jeszcze nagiej, ludzie w żałobie złożyli naręcza zielonego zboża – tak jak napisał w jednym ze swoich wierszy. Leżą tam również czerwone anemony, jakieś papiery, jakieś zdjęcia.

Chciał być pochowany w Galilei, tam, gdzie się urodził i gdzie wciąż mieszka jego matka, ale Izraelczycy się nie zgodzili.

Dziesiątki tysięcy ludzi przyszły na jego pogrzeb tutaj, w Al Rabweh. Matka poety, 96-letnia kobieta, zwróciła się do tłumu ze słowami: “On jest synem was wszystkich”.

Na jakiej arenie, na jakiej scenie, mówimy tak naprawdę, kiedy wspominamy drogich nam ludzi, którzy zmarli lub których zamordowano? Nasze słowa wydają się rozbrzmiewać w pewnej teraźniejszości, bardziej teraźniejszej niż wszystko to, co przeżywamy na co dzień. Jest to chwila, którą porównać można do chwili miłosnego uniesienia, do momentu, w którym ogarnia nas nagłe poczucie zagrożenia, w którym musi podjąć nieodwracalną decyzję albo kiedy tańczymy tango. Nasze słowa żałoby nie rozbrzmiewają na arenie wieczności, ale może na małej scenie, która jest jej przybudówką.

*

Na opustoszałym teraz wzgórzu usiłowałem przypomnieć sobie słowa Darwisza. Jego głos brzmiał spokojnie, jak głos pszczelarza:

“Kamienna skrzynka
w której żywi i martwi poruszają się w suchej glinie
jak pszczoły w ulu schwytane w plaster miodu
i za każdym razem, kiedy zaciska się pętla oblężenia
porzucają swoje kwiaty i rozpoczynają strajk głodowy
prosząc morze, by wskazało im wyjście bezpieczeństwa”

Na wspomnienie jego głosu odczułem nagłą potrzebę, żeby dotknąć ziemi, usiąść na niej, na zielonej trawie. I tak zrobiłem.

Al Rabweh znaczy po arabsku “wzgórze pokryte zieloną trawą”. Jego słowa powróciły tam, skąd przyszły. I nie ma tu więcej nic. Nic, które jest wspólną własnością 4 milionów ludzi.

Na następnym wzgórzu, 500 metrów stąd, jest wysypisko śmieci. Kołują nad nimi stada kruków, a dzieciaki grzebią wśród śmieci. (…)

*

Minęły kolejne miesiące, każdy ciężki od złych przeczuć i ciszy.

Dzisiaj katastrofy napływają jedna za drugą i wpadają w tę deltę, która nie ma imienia, a które nadadzą jej dopiero geografowie i historycy, którzy przyjdą wiele lat po nas. Dziś, jedyne co pozostaje, to próbować iść po gorzkich wodach tej bezimiennej delty.

*

Gaza, największe więzienie świata, teraz zamieniła się w rzeźnię. (…) Dzień i noc, od lądu i od morza, Siły Obrony Izraela zrzucają bomby fosforowe i pociski, celują  radioaktywnymi pociskami GBU39 i seriami z karabinów maszynowych w ludność cywilną liczącą 1,5 miliona osób. (…) Niebawem do tej rzezi dojdzie epidemia – w większości mieszkań nie ma ani wody ani elektryczności, w szpitalach brakuje lekarzy, lekarstw, prądu. Przedtem bowiem Gaza musiała znosić blokadę i oblężenie.

Głosy protestu coraz liczniej podnoszą się na całym świecie. Ale rządy ludzi bogatych, których siłą są ich międzynarodowe media, a dumą ich broń nuklearna, uspakajają Izrael, że przymkną oczy na operację militarną przeprowadzaną właśnie przez jego Siły Obrony.

*

“Miejsce, które płacze, nawiedza nasze sny.” – napisał kurdyjski poeta Bejan Matur, “miejsce, które płacze, nawiedza sny, by nigdy ich nie opuścić”.

*

Cztery miesiące później jestem w Ramallah, w miejscu, które kiedyś było podziemnym parkingiem, a teraz służy jako atelier niewielkiej grupy palestyńskich artystów. Jest wśród nich rzeźbiarka Randa Mdah. Oglądam zaprojektowaną i wykonaną przez nią instalację, zatytułowaną Puppet Theatre.

Jest to ogromna płaskorzeźba, o powierzchni 3 metry na 2, wznosząca się jak mur. Przed nią, na ziemi, stoją 3 pochylone postaci.

Płaskorzeźba została wykonana z żelaznego drutu, poliesteru, włókna szklanego i gliny. Przedstawia kłębowisko ramion, twarzy i rąk. Powierzchnie zostały pokolorowane na różne kolory – ciemnozielony, brązowy i czerwony. Głębia tej płaskorzeźby jest mniej więcej taka sama, jak na brązowych drzwiach Ghibertiego, w baptysterium we Florencji, a skróty i perspektywa zostały potraktowane bez mała z taką samą zręcznością. (Nigdy bym się nie domyślił, że artystka może być tak młoda. Ma 29 lat.). Ściana płaskorzeźby jest jak gdyby “żywopłotem”, podobna do publiczności w teatrze widzianej z perspektywy sceny.

Na scenie naprzeciw ściany stoją trzy postaci naturalnej wielkości, dwie kobiety i jeden mężczyzna. Figury wykonane są z tych samych materiałów, co reszta dzieła, ale kolory są mniej intensywne.

Jedna z postaci znajduje się w zasięgu ręki widza, następna dwa metry dalej, a trzecia jeszcze drugie tyle dalej. Mają na sobie codzienne ubrania, takie, jakie założyli na siebie tego właśnie ranka.

Do ich ciał przywiązane są sznury, zwisające z trzech poziomo ustawionych drągów zwieszonych z kolei z sufitu. Postaci te są więc marionetkami. Za pomocą tych drążków nieobecni lub niewidzialni wykonawcy wprawiają figury w ruch.

Tłum postaci przedstawionych na płaskorzeźbie patrzy na to, co dzieje się naprzeciw i załamuje ręce. Te ręce są jak stado kur. Bezsilne. Wykręcają się, gdyż nic nie mogą zrobić. Postaci na płaskorzeźbie istnieją w dwóch wymiarach, a nie w trzech, nie mogą więc wkroczyć w rzeczywisty świat, substancjalny, nie mogą zadziałać w nim. Symbolizują ciszę.

Postaci stojące na scenie są trójwymiarowe, namacalne, a niewidzialni lalkarze pociągają za przywiązane do nich sznurki i rzucają nimi o ziemię, głową w dół, nogami do góry. Jeszcze raz i jeszcze raz. Tak długo, aż ich głowy rozlecą się w kawałki. Ręce, tułowia, twarze postaci wykręcone są od okrutnego bólu. Niekończącego się bólu. Widzimy ich stopy. Jeszcze raz. I jeszcze raz.

Mógłbym się przejść między bezsilnymi widzami z płaskorzeźby, a ofiarami rozciągniętymi na ziemi. Ale nie robię tego. Dzieło to emanuje jakąś siłą, której nie widziałem w żadnym innym. Zapanowało nad ziemią, na której się wznosi. Uświęciło ten kawałek przestrzeni  pomiędzy przerażonymi widzami a ofiarami w agonii. Zmieniła ziemię byłego parkingu w “ziemię odartą ze skóry”.

To dzieło okazało się przepowiednią tego, czym dzisiaj jest Strefa Gazy.

*

Grób Mahmuda Darwisza na wzgórzu Al Rabweh został tymczasem zamknięty i zasłonięty piramidą ze szkła. Była to decyzja podjęta przez władze palestyńskie. Nie można już usiąść obok niego na ziemi. Jego słowa jednak wciąż docierają do naszych uszu i możemy je powtarzać i powtarzać, wciąż od nowa.

Mam wiele pracy przy geografii
wulkanów
rozpaczy pośród ruin
czasów Lota i czasów Hiroszimy
jak gdybym jeszcze nigdy nie żył
z tym pragnieniem które dopiero muszę poznać
być może Teraz się oddaliło
a Wczoraj stało się bliższe
biorę więc Teraz za rękę, by iść wąskim brzegiem Historii
by wymknąć się cykliczności czasu
niespokojnego jak stado górskich kóz
co będzie ocaleniem dla mojego jutra?
elektroniczna szybkość naszych czasów
czy w niespieszność karawany na pustyni?
mam wiele pracy aż do końca
jak gdybym miał nigdy nie zobaczyć jutra
mam wiele pracy na dziś którego nie ma
słucham więc
powoli, powoli
uderzeń mego mrówczego serca

John Berger – pisarz, malarz, krytyk literacki

tłum. Magdalena Kowalska

Tekst ukazał się w “Le Monde Diplomatique – edycja polska”