„Pytanie tylko kiedy”. Max Blumenthal o minionej i przyszłej wojnie w Strefie Gazy

„Pytanie tylko kiedy”. Max Blumenthal o minionej i przyszłej wojnie w Strefie Gazy

Autor książki „Wojna 51-dniowa: Ruiny i Opór w Gazie” opowiada, co widział w gruzach oblężonego terytorium.

Jeśli z jakiegoś powodu jesteś jednym z niewielu ludzi na Ziemi, którzy chcą dostać się do Strefy Gazy, zamiast się z niej wydostać, możesz chcieć wiedzieć, czego należy się spodziewać.

Bo choć od czasu zakończenia konfliktu pomiędzy Izraelem a Strefą Gazy w 2014 roku – czy też „Operacji ochronny brzeg” (Operation Protective Edge), jak określały go Siły Obrony Izraela – nie minął jeszcze rok, to próżno szukać tam odbudowującego się społeczeństwa. Według najnowszej książki Maxa Blumenthala pt. „Wojna 51-dniowa: Ruiny i Opór w Gazie”, dziennikarza i autora książki „Goliat: życie i odraza w Wielkim Izraelu” z 2013 roku, na miejscu zobaczymy góry gruzu, nieznacznie mniejsze niż tuż po zakończeniu wojny.

Bazując na swoich kontaktach w Strefie Gazy oraz na własnych reportażach, Blumenthal dokonuje w swojej książce dwóch rzeczy, które nie są szczególnie mile widziane w amerykańskiej polityce oraz mediach głównego nurtu. Blumenthal nie tylko metodycznie rekonstruuje przygotowania do do konfliktu – który różni się w zasadniczych kwestiach od obrazu dominującego w amerykańskich mediach – ale oferuje również bardziej szczegółową analizę tego, co się działo za mgłą wojny. Stara się również odpowiedzieć na niektóre z wciąż irytujących pytań o tę wojnę: Dlaczego trwała tak długo? Dlaczego było tak wiele ofiar wśród ludności cywilnej? I co w ogóle zostało osiągnięte?

Portal Salon.com przeprowadził telefoniczny wywiad z Maxem Blumenthalem, aby omówić jego książkę o historii Gazy, oraz zapytać, dlaczego jego zdaniem ostatnia wojna w Strefie Gazy była wynikiem wieloletniej polityki Izraela oraz dlaczego uważa, że nie była ona ostatnią.

Argumentujesz, że wojna z ubiegłego lata nie powinno się rozpatrywać w izolacji, lecz trzeba zobaczyć ją w szerszym kontekście. Na przykład, dlaczego uważasz, że obecna sytuacja jest konsekwencją decyzji byłego premiera Ariela Szarona o „wycofaniu” ze Strefy Gazy w 2005 roku?

Liberałowie celebrowali wycofanie izraelskich osadników, religijnych nacjonalistów (których było około 9 tys.) ze Strefy Gazy, ponieważ widzieli w tym fanatyków zmuszonych przez izraelskich żołnierzy do opuszczenia obszaru, który Izrael okupował. Właściwie każdy, kto troszczył się o ludzi żyjących w Strefie Gazy, powinien temu scenariuszowi, czyli jednostronnemu wycofaniu się sprzeciwić, ponieważ cel tego posunięcia był jasny i od początku znany. Chodziło o zwolnienie Izraela z zobowiązań Konwencji Genewskiej dotyczących Strefy Gazy, pod pretekstem, że od tej chwili obszar ten nie znajduje się pod okupacją.

Co ta nowa sytuacja dała Izraelowi?

Sytuacja ta pozwoliła na ustanowienie systemu w stylu panoptykonu, który kontroluje z zewnątrz przestrzeń powietrzną i morską oraz pozwala zamknąć Strefę Gazy w wysoko rozwiniętym technologicznie oblężeniu, sterowanym automatycznie. Po drugie, pozwoliło to Izraelowi ograniczyć wydatki na kontrolę swoich głównych bloków osadniczych wokół Jerozolimy Wschodniej. Władze izraelskie otrzymały list od George’a W. Busha z prośbą o jednostronne wycofanie się z Gazy, otrzymując jednocześnie gwarancje, że te gigantyczne osiedla, zawłaszczające ogromną część palestyńskich źródeł wody, wbijające się głęboko w serce Zachodniego Brzegu, i ostatecznie dzielące go – pozostaną na stałe w izraelskich rękach w ramach jakiegokolwiek wynegocjowanego przez USA porozumienia pokojowego. To jest punkt numer dwa.

A punkt numer 3?

Punkt numer trzy polega na tym, że wycofanie się, jak powiedział Avi Dichter, były szef Szin Betu, pozwala wojskowym na większą „swobodę działania” w Strefie Gazy. Brak żydowskich Izraelczyków w Strefie pozwala na korzystanie ze 150 mm pocisków artyleryjskich podczas masowego ostrzału terenów przygranicznych, czy też używanie 2-tonowych bomb odłamkowych. Tuż po wycofaniu zaczęto używać broni eksperymentalnych, takich jak DIME. Gaza stała się laboratorium dla izraelskiego przemysłu zbrojeniowego oraz dla całego systemu kontroli, które Izrael próbuje promować i eksportować jako przetestowane w terenie.

Chcę tylko zwrócić uwagę na jeszcze jedną istotną kwestię: sytuację w Strefie Gazy musimy widzieć w znacznie szerszym kontekście – nie tylko od 2005 roku, ale od 1948 roku.

Co masz na myśli?

72 do 80 procent populacji w Gazie kwalifikuje się jako uchodźcy. To oznacza, że są potomkami ludzi, którzy w czasie Nakby, czyli między 1947 i 1948 rokiem, zostali przymusowo wydaleni z obszaru, na którym dziś istnieje Izrael. Ludziom tym nie można pozwolić, aby powrócili do swoich dawnych domów na mocy prawa powrotu – zagwarantowanego im w rezolucji ONZ nr 194 – ponieważ nie są Żydami. Jeśli wrócą, zagrożą żydowskiej większości demograficznej w Izraelu.

Tak tę kwestię widzi izraelska władza, która sprawuje kontrolę także nad wszystkimi Palestyńczykami. Widzą ludność Strefy Gazy jako zagrożenie demograficzne. Z tego powodu Strefa Gazy stanowi magazyn nadwyżki ludności – to anachroniczne w nowoczesnym świecie. Ludność jest tam magazynowana, ponieważ ma niewłaściwe pochodzenie etniczne. Dlatego Strefa Gazy się broni. Dla mnie tak naprawdę to jest istotą kryzysu.

Wspomniałeś o ujęciu demograficznym, co prowadzi mnie do Arnona Soffera, którego koledzy nazywali „licznik Arabów”. Kto to jest? Dlaczego jest taki ważny?

Arnon Soffer jest głównym ekspertem inżynierii demograficznej – czyli działań mających zapewnić żydowską większość na obszarach znajdujących się pod kontrolą Izraela – przy kolejnych izraelskich rządach. Jest on pomysłodawcą nie tylko jednostronnego wycofania się z Gazy, ale także budowy muru separacyjnego. Stwierdził, że w obu przypadkach nie będzie to prowadzić do zwiększenia bezpieczeństwa narodowego Izraela, ale pozwoli na utrzymanie żydowskiej [demograficznej] większości. Ma obsesję na punkcie utrzymania 70 proc. progu. Jego nazwisko, czyli Soffer oznacza w języku hebrajskim „licznik”, więc jego koledzy z Uniwersytetu w Hajfie nazywają go „Arnon, licznik Arabów”.

Przewidywał, że jego polityczne rekomendacje zmniejszą bezpieczeństwo narodowe Izraela, a wszystko to w imię utrzymania większości demograficznej?

Posłuchaj jego słów. Kiedy sam tłumaczył konieczność jednostronnego wycofania się z Gazy, powiedział: „Gdy w zamkniętej Gazie będzie żyło 2,5 mln osób, nastąpi katastrofa humanitarna. Za sprawą obłąkanego, fundamentalistycznego islamu ludzie ci będą jeszcze większymi zwierzętami niż dzisiaj. Ciśnienie na granicy będzie straszne. To będzie straszna wojna. Jeśli chcemy pozostać przy życiu, będziemy musieli zabijać, zabijać i zabijać. Całymi dniami.”

Powiedział to podczas wywiadu dla Jerusalem Post – i to w momencie, gdy był bliskim doradcą Szarona. Szaron uwiarygodnił Soffera, gdy ten przekonał go do wycofania się ze Strefy Gazy. Wywiad ten został wydrukowany w Izraelu, ale nie w USA. Nie popieram rasistowskiego języka lub ideologii Soffera, ale to, co powiedział, stało się rzeczywistością. To, co mogliśmy zobaczyć latem ubiegłego roku podczas operacji Protective Edge było spełnieniem jego krwawego proroctwa: „zabijać, zabijać, zabijać każdego dnia.” To właśnie armia izraelska robiła przez 51 dni.

Co było powodem wybuchu konfliktu ubiegłego lata? Co stanowiło iskrę zapalną i doprowadziło do wybuchu 51-dniowej wojny?

Wojna ta była przedłużeniem trwającego procesu niszczenia palestyńskiego ruchu narodowego. Izraelski socjolog Barruch Kimmerling nazywa to „politykobójstwem” (politicide), czyli zniszczeniem całej tożsamości politycznej. Wyprowadził to pojęcie z terminu „ludobójstwo” (genocide), które oznacza zniszczenie całego narodu. Myślę, że określenie to bardzo dokładnie oddaje długoterminową strategię Izraela.

W jaki sposób?

Nie sądzę, aby Izrael miał zamiar dokonać fizycznej eksterminacji Palestyńczyków, licząc w setkach tysięcy. Państwo to po prostu chce wyeliminować palestyński ruch narodowy i uczynić z Palestyńczyków wędrujących Arabów, którzy albo ograniczą się do bantustanów na Zachodnim Brzegu, magazynu ludności w Strefie Gazy, obywatelstwa czwartej klasy, zapewniającego niewdzięczną pracę w Izraelu, lub po prostu do statusu uchodźcy. Jednakże bez przywództwa politycznego i narodowego celu.

Realizacja tego celu wymaga ogromnej przemocy. Takiej jaką widzieliśmy w Strefie Gazy. Ta wojna reprezentuje frustrację Goliata, którym stał się Izrael. Stanowi rozszerzenie wojny rozpoczętej w 1948 roku, a nawet wcześniej. Jest to wojna ruchu kolonialnych osadników przeciwko rdzennej ludności, która po dziesięcioleciach porażek i wielu niepowodzeniach militarnych, znajduje się w coraz większym stopniu pod wpływem islamu. Bronią się przed wywłaszczeniem, tak samo, jak każda inna rdzenna ludność.

Wojna odzwierciedla również nieograniczone wsparcie, jakie Izrael otrzymuje od junty wojskowej w Egipcie (która jest jeszcze bardziej zdeterminowana, by zniszczyć Hamas niż Izrael) i od samotnego światowego supermocarstwa, czyli Stanów Zjednoczonych.

Jaką rolę odegrały Stany Zjednoczone w czasie wojny?

Podczas konfliktu, w którym Izrael zabił setki dzieci – łącznie zginęło około 590 dzieci – i w którym zniszczono kilka miast w Strefie Gazy – i nie mówimy tu tylko o budynkach, czy nawet dzielnicach, ale mówimy o 20 procentach Strefy Gazy, startych z powierzchni Ziemi – Barack Obama pozwolił Izraelowi, na uzupełnianie swoich zapasów pocisków artyleryjskich i moździerzowych z dostaw broni, które zapewnia Izraelowi Pentagon. Administracja Obamy zrobiła to bez namysłu. Aby zapobiec jakimkolwiek sukcesom politycznym Hamasu, administracja amerykańska na każdym kroku torpedowała jakiekolwiek rozwiązania dyplomatyczne. Wszystkie przedstawione przez Hamas warunki miały charakter humanitarny: chcieli lotniska w Strefie Gazy, portu morskiego i pozwoleń na wydostanie się ludności ze Strefy Gazy, czyli rzeczy, które dla wszystkich są czymś oczywistym. Jednakże administracja Obamy, poprzez sekretarza stanu Johna Kerry’ego, współpracowała z reżimem wojskowym w Egipcie, aby zapobiec spełnieniu któregokolwiek z tych żądań. Wydłużyło to wojnę, zwiększało liczbę ofiar rakiet oraz dało swobodę izraelskim wojskowym do stosowania przemocy.

Wydarzyło się to, zanim Obama i premier Benjamin Netanjahu mieli ostre, publiczne spięcie – ale nawet mimo to, nie pasuje to do opisu, jakim często jesteśmy karmieni, że Obama jest mniej zakochany w Izraelu niż jego poprzednicy.

Gdy Barack Obama prowadził swoją teatralną walkę z Netanjahu, zdumiewające było dla mnie, jak Demokraci z Kongresu jednoczą się w poparciu dla niego. Widzieliśmy jak wspierały go grupy w stylu z J Street oraz wielu wybitnych liberałów. Nie byli zaniepokojeni tym, że Netanjahu właśnie zaangażował się w kampanię bezprecedensowej przemocy przeciwko ludności cywilnej w Strefie Gazy, tylko tym, że obraża ich prezydenta i lidera Partii Demokratycznej. Barack Obama, pod koniec swojej drugiej kadencji, po tym, jak pozwalał przywódcy kraju ledwo wielkości New Jersey znieważać go publicznie od lat, po prostu próbował zachować twarz.

Teraz gdy ta teatralna walka została zakończona, widzimy w Kongresie inicjatywę zwiększenia rocznej pomocy dla Izraela z 3 miliardów dolarów do 4,5 miliardów dolarów. Widzimy, jak Biały Dom obiecuje więcej broni. Mogliśmy usłyszeć, jak Barack Obama porównał syjonizm do ruchu praw obywatelskich. Nie rozumiem, w którym miejscu Obama źle traktował lub używając słów byłego ambasadora Izraela Michael Orena „porzucił” Izrael. To, co widzimy jest sztucznym konfliktem, który przesłania nieustanne dostawy broni amerykańskiej do jedynego na świecie państwa osadniczo-kolonialnego posiadającego broń jądrową.

Wróćmy na chwilę do Gazy, ponieważ poświęcasz jej przytłaczającą część książki. Czy mógłbyś opisać tym czytelnikom, którzy nie wiedzą, jakie są cechy wyróżniające ludność w Gazie? Jak wygląda życie w Strefie Gazy?

W Strefie Gazy pojawia się coraz więcej młodych i bardzo młodych ludzi. Około 50 procent ludności – której jest 1,8 mln osób i jest to jeden z najgęściej zaludnionych obszarów na świecie – to osoby w wieku poniżej 18 lat, z czego nieproporcjonalnie duży odsetek stanowią osoby w wieku poniżej siedmiu lat, czyli dzieci, które nie znają nic prócz wojny. Fatalistyczne nastawienie do tych wojen rzeczywiście prowadzi ludzi do zwiększania liczby potomstwa, ponieważ ich dzieci ciągle są zabijane.

Presja na sektor publiczny w Strefie Gazy, który faktycznie jest dość dobrze utrzymany jak na kraj rozwijający się, będący w stanie oblężenia, jest ogromna. Izraelskie bombardowania zniszczyły system utylizacji ścieków. Nie ma energii elektrycznej. Brak wielu usług. W ubiegłym roku, mieszkańcy Strefy Gazy mieli tylko przez osiem godzin w ciągu dnia energię elektryczną. To sprawia młodym ogromne problemy w nauce.

Istnieje całe pokolenie Palestyńczyków, którzy nigdy nie spotkali Żyda, który by do nich nie celował, albo ich nie atakował. Wielu młodych ludzi, jeśli nie większość, których poznałem, straciło swoich członków rodziny, widziało odrywane na ich oczach kończyny, niszczenie ich domów albo doświadczyło utraty przyjaciół. Ta trauma sprawia, że chcą się zemścić. Szukają sposobu, aby odzyskać godność. Chcą stawiać opór. To przerażający scenariusz.

Dlaczego „przerażający”?

Nie dlatego, że Palestyńczycy są antysemitami i będą próbowali zabić Żydów. Nie zaobserwowałem tego. Jest to przerażające, ponieważ Izrael kreuje się na reprezentanta judaizmu, a jako że jest okupantem redukuje go do religii czystej przemocy i dominacji. Dla mnie jest to dokładnym przeciwieństwem prawdziwego judaizmu i tego jak rozumie go większość Żydów, których znam. Jeśli pojedziesz do Strefy Gazy i porozmawiasz z ponad 50 starszymi osobami, to okaże się, że większość z tych ludzi pracowała w Izraelu, znała żydowskich Izraelczyków i miała z nimi bliskie relacje, przyjaźnili się. I te osoby mają zupełnie inny do nich stosunek.

Jeśli jednak spotkasz młodych ludzi, których opisuję [w książce], to ich postawa jest przerażająca. Izraelczycy są dla nich po prostu potworami bez twarzy, którzy przyszli ich zabić. Jak można budować wspólną przyszłość w oparciu o takie wyobrażenia? Wierzę, że prawicowy rząd Izraela rzeczywiście próbuje pogłębić tę przepaść. Zaczęło się od separacji fizycznej, poprzez oblężenie. A to prowadzi do separacji psychologicznej o przerażających konsekwencjach dla przyszłości społeczeństwa palestyńskiego, społeczeństwa izraelsko-żydowskiego oraz całego świata.

I niestety wygląda na to, że trudno będzie znaleźć powód, który pozwoliłby w krótko- lub średnioterminowej przyszłości nie spodziewać się kolejnej wojny, jak ta latem ubiegłego roku.

To może nie wydarzyć się tak szybko, jak myślałem, ponieważ Izrael jest podobno w trakcie negocjacji z Hamasem, aby co najmniej zażegnać kolejny konflikt. Być może dlatego, że nie chce żadnej aktywności wojskowej na swojej południowej granicy, w czasie gdy zderza się z Hezbollahem na północnej granicy. Może to być spowodowane także tym, że izraelski wywiad wojskowy, w którym jest więcej myślenia strategicznego [niż w rządzie cywilnym], widzi Hamas jako siłę stabilizującą w Gazie. Im rzeczywiście zależy na jego obecności tam, ponieważ Hamas rządzi. Hamas używa swoich własnych jednostek wojskowych, aby zapobiec wystrzeliwaniu rakiet w czasie zawieszenia broni.

Jednakże tak długo, jak Izrael pozostaje państwem żydowskim, wojny te są nieuniknione. Tak długo, jak pozostaje żydowskim państwem, musi utrzymywać swoją sztuczną większość demograficzną przez stosowanie brutalnych środków, poprzez magazynowanie ludzi, okupując i kontrolując, lub wysiedlając ich, sprawiając, że zostają uchodźcami. Avigdor Lieberman, były izraelski minister spraw zagranicznych, powiedział, że czwarta wojna w Strefie Gazy jest nieunikniona – podobnie jak trzecia wojna w Libanie. Pytanie tylko, kiedy.

Tłumaczenie: M.K.

Źródło: Salon.com