Qandil: Czy Palestyńczycy pomagali Polakom mordować Żydów w Jedwabnem? [POLEMIKA]

Qandil: Czy Palestyńczycy pomagali Polakom mordować Żydów w Jedwabnem? [POLEMIKA]

„List polskich środowisk LGBTQ potępiający syjonizm i skierowany przeciwko Izraelowi ukazuje się w momencie wzmożonej przemocy antysemickiej dziejącej się pod nosem jego nadawców_czyń” – pisze Anna Zawadzka. Nie zauważa, że to przede wszystkim moment rosnącej islamofobii i arabofobii. Moment, w którym izraelski rząd prowadzi rekordową kampanię wyburzeń palestyńskich domów – tym samym od początku roku zostało wysiedlonych tysiąc Palestynek i Palestyńczyków.

To szczególny moment, bo Susja, palestyńska wioska zamieszkana przez wielokrotnie już przesiedlanych ludzi, ma zostać za chwilę po raz kolejny wyburzona. I do zatuszowania tej trwającej cichutko, za murem, czystki etnicznej wszystkim telawiwskim elitom nie wystarczy różowego brokatu. Ale to też czas innych rocznic niż te, które wspomina Zawadzka – chociażby druga rocznica ostatniej izraelskiej ofensywy w Strefie Gazy, w której zginęło ponad dwa tysiące osób.

Annę Zawadzką oburzyło to, że przedstawiciele polskich środowisk LGBTQ zaprotestowali przeciwko polityce Izraela i wykorzystywaniu kwestii praw mniejszości seksualnych w roli listka figowego okupacji, kolonizacji i apartheidu. Autorkom dostało się za niewłaściwy moment, w którym zabrały głos, za rzekomą obojętność wobec wszystkich niesprawiedliwości świata z wyjątkiem tych popełnianych przez Izrael, a także za sam fakt, że odezwały się w ponoć „nie swojej sprawie”. Rzecz jasna oberwali też za swój potencjalny, rzekomy antysemityzm. Zestaw postawionych zarzutów jest bardzo symptomatyczny dla wszystkich tych osób, które, choć są w stanie przyznać, że Izrael jest za co krytykować, są dużo bardziej przejęte losem Izraelczyków niż Palestyńczyków, przykładając różne miary do ich życia i praw. Dlatego równie symptomatyczne w tekście Zawadzkiej jest to, co autorka pominęła: w swojej wypowiedzi potraktowała Palestyńczyków i ich sprawę, jakby w ogóle nie istnieli. Ani przez chwilę nie zastanowiła się, co Palestyńczycy mają do powiedzenia, ani przez chwilę nie zastanowiła się, co dla nich znaczy jej decydowanie, komu wolno się wypowiadać, a komu nie.

W najlepszym wypadku Zawadzka pisze „o złym traktowaniu Palestyńczyków”, o „przewinieniach wobec mniejszości”. Zapomina o zbrodniach wojennych, apartheidzie, codziennych upokorzeniach, zabójstwach, masowych aresztowaniach, oblężeniu 1,8 miliona ludzi w Gazie itd.

„Czym innym jest jednak zabieranie głosu jako Żyd_ówka, który_a mówi: «nie w moim imieniu», czym innym zaś zabieranie głosu «spoza»” – twierdzi Zawadzka.

Wbrew zapewnieniom izraelskiego premiera Benjamina Netanjahu i logice Zawadzkiej, nie uważam, że Żydzi w Polsce czy Stanach, którzy nie mają nic wspólnego z Izraelem, są przez to państwo reprezentowani i ponoszą odpowiedzialność za działania jego rządu. Nie wierzę w to, co mówi Netanjahu, że Izrael jest państwem wszystkich Żydów świata. Jest państwem tych Żydów, którzy albo tam się urodzą, albo wybiorą sobie przeprowadzkę. Powtarzanie w kółko tezy o mitycznej więzi między żydowską diasporą a Izraelem jest dużo bardziej niebezpieczne i szkodliwe dla żydowskiej diaspory niż walka polskich działaczek z pinkwashingiem.

Ale to nie wszystko. Argument o pochodzeniu, które ma dawać prawo do zabierania głosu w jakiejś sprawie, jest wyjątkowo chybiony. Ostatnio w Polsce miałyśmy i mieliśmy okazję wysłuchać go z ust minister edukacji Anny Zalewskiej, twierdzącej, że sprawę Jedwabnego należy zostawić Polakom (pewnie tym prawdziwym, którzy, tak jak pani minister, uważają, że kwestia sprawstwa mordu z lipca 1941 roku budzi wielkie wątpliwości). Jeżeli nie chcemy przyznać racji Zalewskiej, to logiczne, że musimy się pogodzić z tym, iż prawo do zabierania głosu w obliczu niesprawiedliwości mają nie tylko sprawiedliwi z narodu sprawców, ale wszyscy, którzy są jej świadomi.

Zawadzka pisze, że o ile żydowskim działaczom i działaczkom wolno mówić „nie w moim imieniu”, o tyle już nie-Żydom nie wolno. A czy mi wolno? Czy Palestyńczykom i Palestynkom wolno wyznaczać własną strategię po 70 latach okupacji? Czy wolno im szukać sojuszników i sojuszniczek poza Palestyną? Tworząc podział na tych, którym wolno krytykować, i resztę, której nie wolno – pozbawia się Palestyńczyków prawa do rewindykowania swoich praw i odbiera im się nadzieję na solidarność z zewnątrz.

Chciałabym, żeby moi przyjaciele, w tym kraju (z nieprzepracowaną historią antysemityzmu, ale też z zatrważającym problemem islamofobii), mogli powiedzieć „nie w moim imieniu”.

„Nie w moim imieniu” polski rząd coraz bliżej i cieplej obściskuje się z władzami Izraela, „nie w moim imieniu” kwitnie współpraca militarna, „nie w moim imieniu” w Polsce produkuje się izraelską broń. „Nie w moim imieniu” rodzi się ten sojusz między dwoma faszyzującymi prawicami – polską i izraelską.

Biorąc pod uwagę współpracę Warszawy i Tel Awiwu na polu bezpieczeństwa narodowego, trudno się dziwić, że izraelski pinkwashing stał się wreszcie, po latach milczenia i obojętności, przedmiotem krytyki. Jedyny zarzut, jaki można postawić sygnatariuszom listu, to taki, że zwlekali tak długo. Bo przecież akurat w Polsce od lat możemy obserwować pinkwashing w praktyce. Polskie środowiska LGBTQ są kuszone tanimi biletami lotniczymi i reklamami zachęcającymi do wizyt na plażach Hajfy i w klubach Tel Awiwu.

Więc jeszcze raz: głosy „spoza” są normalnym ludzkim odruchem, bez którego słowo solidarność nic by nie znaczyło. Są także odpowiedzią na wezwanie oddolnych ruchów palestyńskich. Odbieranie prawa do solidaryzowania się z Palestyńczykami polskiemu środowisku LGBTQ jest de facto pozbawianiem Palestyńczyków prawa do szukania sojuszników wśród innych oddolnych ruchów.

„Chodzi mi o to, że żadne inne państwo nie jest tak często, tak dosadnie i z takim oburzeniem krytykowane na polskiej lewicy, jak Izrael. Za antysemicki komponent tej krytyki uważam fakt, że akurat od Izraela – a nie od innych państw – polskie środowiska lewicowe oczekują krystalicznie czystej postawy moralnej i akurat Izrael – a nie inne państwa – rozliczają wyjątkowo surowo z przewinień wobec mniejszości”. – Zawadzka oskarża lewicę o antysemityzm.

Definicja antysemityzmu, która pojawia się w liście w nawiasie, nie jest tam po to, żeby dogłębnie objaśnić, czym jest antysemityzm, tylko po to, żeby się jeszcze raz, na wszelki wypadek, od niego odciąć. Nie powinno być jednak obowiązku tłumaczyć się przy każdej krytyce Izraela z tego, że się nie jest antysemitą_ką. Powinno wystarczyć to, że krytyka jest rzetelna i nie opiera się na antysemickich wymysłach czy stereotypach, ale na faktach. Europa ma długą historię kolonializmu i imperializmu, europejscy kolonialiści dokonali niejednego ludobójstwa. Ta historia też jest nieprzepracowana, a już na pewno nie w Polsce. Nie widzę postulatu tłumaczenia się z tego, że się nie jest rasistą_ką i islamofobem_ką, gdy na przykład krytykujemy arabskie dyktatury i chcemy się solidaryzować z oddolnymi ruchami protestującymi przeciwko tymże władcom. Wystarczy, że robi się to rzetelnie, nie traktuje się protekcjonalnie osób, których opresja dotyczy, ani nie orientalizuje się arabskich dyktatur.

Ruch solidarnościowy z Palestyńczykami i Palestynkami tworzą w Polsce osoby zaangażowane w walkę z rasizmem, w tym z antysemityzmem. Osoby zajmujące się nie tylko krytykowaniem Izraela, lecz także Stanów Zjednoczonych za agresję na Irak, obóz koncentracyjny w Guantanamo czy dyskryminację swoich czarnych obywateli, Turcji za autorytaryzm, wspieranie ISIS i deptanie praw Kurdów, Rosji za zinstytucjonalizowaną homofobię, aneksję Krymu i podsycanie konfliktu w Donbasie, Syrii za masakrę na własnym narodzie dokonywaną przez siły jej dyktatora, Unii Europejskiej za politykę graniczną, która skazuje na śmierć tysiące uchodźczyń_ców szukających na jej terytorium schronienia, a także Polski za Szymany, Irak, Afganistan, histerię antyuchodźczą i krycie zbrodniarzy antysemickich sprzed 70 lat.

Czyżby grabież ziemi i zasobów, zabójstwa i masowe zbrodnie wojenne, tortury i zamykanie ludzi w gettach miały zasługiwać na jakąś wyrozumiałość, jeśli są dziełem Izraela?

Choć nie zgadzam się, że nazbyt częsta krytyka Izraela stanowi problem polskiej lewicy, to prawda, że o Izraelu i Palestynie częściej słychać w zachodnich mediach niż o innych miejscach, w których brutalne reżimy wojskowe rządzą milionami ludzi innej grupy etnicznej, co jakiś czas mordując ich w setkach czy tysiącach. Myślę, że wytłumaczenie jest bardzo proste i pewnie rozczaruje Zawadzką, bo nie ma wiele wspólnego z antysemityzmem. Dzieje się tak dlatego, że dzięki wielu raportom ONZ i różnych organizacji zajmujących się prawami człowieka mamy bardzo rozległą wiedzę o działaniach Izraela, a jednak władze tego państwa cieszą się niemal całkowitą bezkarnością na forum międzynarodowym. Szczególne zainteresowanie Izraelem bierze się jednak także z tego, że jest on europejskim tworem kolonialnym. A więc naszym, zachodnim. Nie jest to tylko kwestia pomocy finansowej i militarnej czy bliskiej współpracy gospodarczej i kulturalnej, jaka łączy Europę z wieloma innymi okropnymi reżimami. Izrael jest z historycznego punktu widzenia europejską kolonią na Bliskim Wschodzie, demokracją tylko dla niektórych, a dla połowy rządzonych przez siebie osób – wojskową dyktaturą.

To etnokracja, w której panują dwa porządki prawne dla dwóch grup narodowych, rządzonych przez jeden i ten sam rząd. To etnokracja, która usilnie wszystkim wciska, że jest demokracją i to wyjątkowo progresywną, bo dba o prawa osób LGBTQ. To etnokracja, w której inaczej traktuje się Żydów aszkenazyjskich (białych, z Europy), a inaczej Mizrachim (Żydów z Bliskiego Wschodu) czy lądujących na dnie żydowskiej drabiny społecznej czarnych Żydów z Etiopii. Nie wspominając już o uchodźcach z Afryki. I Palestyńczykach.

Dlatego o Izraelu mówi się na Zachodzie częściej niż o innych reżimach.

Jest też coś wyjątkowo perfidnego w promocji praw osób LGBTQ przez kraj, który na masową skalę inwigiluje Palestyńczyków i nie waha się wykorzystać zebranych w ten sposób informacji o orientacji seksualnej niektórych osób do zmuszania ich do współpracy ze swoją bezpieką.

„Koalicję antyfaszystowską zawiązaną kilka lat temu zniszczył m.in. fakt, że będąca w niej organizacja pro-palestyńska postanowiła przepytać inne podmioty koalicji na okoliczność ich stosunku do Izraela. Pod ten samozwańczy nadzór wpadły organizacje żydowskie: miały się spowiadać, czy są finansowane przez Izrael, co odbierałoby im prawo do nazywania się antyfaszystowskimi”. – pisze Zawadzka.

Po pierwsze, teza ta mija się z prawdą, a konflikt, który wcale nie zniszczył koalicji antyfaszystowskiej, zaczął się od kłamliwej nagonki skierowanej przeciw Kampanii Solidarności z Palestyną, którą oskarżono ni mniej, ni więcej tylko o promowanie autorów nawołujących do zniszczenia państwa Izrael. Po drugie, nawet gdyby to Kampania rozpoczęła awanturę, nie widzę nic kontrowersyjnego w odmowie stawania ramię w ramię z organizacją finansowaną przez rząd państwa realizującego rasistowską, kolonialną politykę. Myślę, że to dobry standard i lepiej rozbić koalicję, niż zamiatać takie sprawy pod dywan.

Ale przypomina mi się inna historia, związana z koalicją antyfaszystowską, z „kolorową niepodległą”. Jedna z organizatorek usilnie mnie namawiała, żebym w trakcie demonstracji weszła na scenę, żeby ta organizatorka mogła powiedzieć, że wśród ludzi na scenie jest Palestynka, żeby pokazać, jak bardzo jest kolorowo. Miałam tam stać, ale z zakazem mówienia czegokolwiek o Palestynie. Nie weszłam. Potem, gdy była szansa na wyjaśnienie sytuacji, zostałam zalana opowieściami tej samej osoby, opowieściami o jej wizytach solidarnościowych z izraelskimi feministkami, o rodzinie, która zginęła w Holocauście. Ważne historie. Ale opowiadane po to, żeby się wytłumaczyć z kneblownia mi ust, jakby to moi palestyńscy dziadkowie, o losach których zabroniono mi mówić, mieli coś wspólnego z historią europejskiego antysemityzmu. Wstyd tak wykorzystywać Holocaust.

Myślę, że to świetnie obrazuje problem Zawadzkiej i innych osób, które uważają się za część ruchów wolnościowych i chcą, żeby było kolorowo, ale jednocześnie nie chcą słyszeć tego, co Palestynki i Palestyńczycy mają do powiedzenia, i bronią się wszelkimi wymówkami przed prostym potępieniem prostej sytuacji.

Nie powinnam być zmuszona do sięgania po moją palestyńską tożsamość, żeby zabrać głos w sprawie pinkwashingu. Za polski antysemityzm nie odpowiadają Palestyńczycy. Moi dziadkowie, wbrew twierdzeniom premiera Izraela Benjamina Netanjahu o palestyńskiej odpowiedzialności za Holocaust, nie mieli nic wspólnego z mordowaniem europejskich Żydów przez innych Europejczyków. Ja osobiście uważam walkę z antysemityzmem w Polsce za kluczową, myślę, że bez przepracowania tego nie ruszymy się o krok naprzód w walce z islamofobią i arabofobią.

Palestyńczycy wezwali ruchy solidarnościowe na całym świecie do bojkotu izraelskich instytucji; to jest oddolna strategia wywierania presji na izraelskie władze, czerpiące niebywałe korzyści z wojskowej okupacji palestyńskich ziem. BDS to strategia nieprzemocowa, zupełnie jawna, jest też świetnym praktycznym narzędziem wyrażania takiej solidarności. Bojkot jest głęboko przemyślany, ma swoje zasady, tak, by nie krzywdzić indywidualnych osób, ale celować w instytucje i biznesy powiązane z okupacją. Bojkot jest wybiórczy, bo jest taktyką, niekoniecznie moralnym wyborem. Jest taktyką wywierania presji na Izrael, ale też np. na korporacje wyzyskujące pracowników i pracownice czy na mniejszą skalę – np. na knajpę, której właściciel źle traktował pracowników i pracownice. Bojkot jest w tym przypadku strategią: może być skuteczny, już jest w jakimś stopniu, dlatego jest sens stosować go wobec Izraela.

Podobnie, jak nie obchodzi mnie, co polska lewica narodowa, o ile coś takiego jest możliwe, myśli o ujawnianiu prawdy o polskim wkładzie w Holocaust, tak samo nie obchodzi mnie, co polska syjonistyczna lewica myśli na temat strategii bojkotu. To nie ich sprawa. I nie oni będą decydować, co Palestyńczycy powinni robić, a czego nie. Chcecie być w ruchu wolnościowym, to się w końcu nauczcie słuchać grup opresjonowanych. Podobno radykalna lewica, jak się chce solidaryzować, to słucha osób, których dotyczy opresja i podąża za wyznaczonymi przez nie strategiami. Zapraszam do słuchania.

Ala Qandil

Korekta: Michalina Pągowska

Źródło: http://codziennikfeministyczny.pl/qandil-czy-palestynczycy-pomagali-polakom-mordowac-zydow-jedwabnem/