Przewodnik po polskim antysemityzmie

Przewodnik po polskim antysemityzmie

Wydana w Bibliotece polskiej edycji miesięcznika Le Monde diplomatique książka Stefana Zgliczyńskiego pt. Antysemityzm po polsku doskonale trafia w zapotrzebowanie rynku. Kwestie stosunków polsko-żydowskich wciąż wywołują w naszym kraju wielkie emocje, a postawy antysemickie mniej lub bardziej jawnie nadal znajdują zwolenników i obrońców w głównym nurcie życia publicznego. Przykładem tej sytuacji była niedawna awantura, która wybuchła po publikacji Strachu Jana Tomasza Grossa. Czytając i wsłuchując się w głosy krytyków Grossa, które zalały łamy największych gazet i mediów można się było zastanawiać jak to możliwe, że w środku Europy w 63 lata po Holokauście i w 40 lat po antyżydowskiej czystce roku ’68 ujawnianie prawdy o pogromach może wywołać oskarżenia o obrażanie czci narodu polskiego? Właśnie tutaj przydatna okazuje się krótka książeczka Zgliczyńskiego. Jej lektura pozwala zrozumieć fenomen polskiej ucieczki od ciemnych stron własnej przeszłości, a zarazem stanowi doskonałe uzupełnienie książki Grossa. Zgliczyński idzie jednak dalej niż autor Sąsiadów. Podczas gdy Gross skupia się na studiowaniu konkretnych przypadków antysemickiej przemocy w Polsce, Antysemityzm po polsku jest próbą opisania tytułowego zjawiska na szerszym tle historycznym. Zgliczyński sięga do genezy polskiego antysemityzmu i rekonstruuje rozwój jego nowoczesnej odmiany. Nie unika przy tym nazywania rzeczy po imieniu i wskazywania instytucji oraz sił politycznych, które ponoszą największą odpowiedzialność za szerzenie zwróconej przeciw Żydom nienawiści. Antysemityzm w ujęciu Zgliczyńskiego nie jest po prostu irracjonalnym przesądem czy polską skazą, którą wysysa się z mlekiem matki. Organizowanie nienawiści do Żydów (i w ogóle do obcych) było bardzo racjonalnym narzędziem budowania autorytarnego porządku politycznego. Korzystały z niego chętnie, i korzystają wciąż, zarówno władze religijne jak i świeckie. Przez całe wielki odwoływał się doń kościół katolicki, którego cierpliwej pracy propagandowej zawdzięczamy bogaty asortyment antysemickich stereotypów, nienawistnych fantazmatów i morderczych mitów nieraz wywodzonych wprost z tekstów Ewangelii. Ten wpływowy zestaw wyobrażeń stał się znakomitym budulcem dla bardziej nowoczesnych ideologii autorytarnych i szowinistycznych. W drugiej połowie XIX wieku przejęła go nacjonalistyczna prawica. Antysemityzm, obok antysocjalizmu, kolonialnego rasizmu i antyfeminizmu stał się ideologicznym fundamentem organizacji politycznych odwołujących się do haseł narodowych i rządów silnej ręki. Żydzi podobnie jak kolorowi, socjalistyczni robotnicy czy kobiety samym swym istnieniem zaprzeczali mitowi narodowej jedności w ramach autorytarnego państwa. Ukazywali wewnętrzne pęknięcia w obrębie państw narodowych – konflikty klasowe, rasowe, etniczne, kulturowe –  i jako tacy stanowili dla prawicy „kwestię do rozwiązania”. Zarazem jednak ich obecność stała się dla nacjonalistów pretekstem do negatywnej mobilizacji swoich zwolenników. Prawica znalazła sobie w Żydach wewnętrznego wroga, na którego można było zwalić odpowiedzialność za nędzę, nierówności, bezrobocie, wojny imperialistyczne i inne konsekwencje ekspansji kapitalizmu.
Polską odmianą tej formacji ideologiczno-politycznej była rzecz jasna endecja (Narodowa Demokracja) założona przez Romana Dmowskiego, który dziś stał bohaterem III i IV RP. Od samego początku swego istnienia na przełomie XIX i XX wieku narodowcy umiejętnie łączyli kolaborację z caratem, antysocjalistyczny terroryzm i wezwania do rozwiązania kwestii żydowskiej. Ich polityczne sukcesy w okresie międzywojennym takie jak getto ławkowe, bojkot sklepów żydowskich, serie pogromów takie jak byłyby oczywiście niemożliwe gdyby nie gorliwe poparcie ze strony hierarchii kościelnej. Zgliczyński obficie cytuje wypowiedzi czołowych ideologów endecji nie tylko po to by wskazać historyczne źródła, z których biła nienawiść eksplodująca potem w masakrach w Jedwabnem, Radzikowie czy Kielcach. Autor Antysemityzmu po polsku zestawia klasyczne teksty Dmowskiego i spółki z wypowiedziami ich współczesnych spadkobierców – Macieja i Romana Giertychów, Ryszarda Bendera i innych. Przypomina, że upadek realnego socjalizmu otworzył pole dla odrodzenia skrajnej prawicy. Przede wszystkim jednak umożliwił rehabilitację endeckiej ideologii i jej karierę w głównym nurcie życia politycznego. Proces ten dokonywał się za pośrednictwem masy brunatnych wydawnictw propagowanych w przykościelnych księgarniach już od lat 80., ale też dzięki fali prawicowego rewizjonizmu historycznego (zwanego polityką historyczną), który demonizując komunizm jako główne zło XX-wiecznej historii doprowadził do faktycznej relatywizacji nazizmu i jego zbrodni. Deformacja zbiorowej pamięci uczyniła z Dmowskiego patrona warszawskiego ronda i właściciela okazałego pomnika w dzielnicy rządowej stolicy, a z antysemickich oddziałów NSZ robi bohaterów antykomunistycznej walki o niepodległość.

Cały wywód Zgliczyńskiego przekonuje, że faszyzm, nazizm i Holocaust nie wzięły się znikąd, że nie były jedynie nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności, ale konsekwencją długiego procesu – konsekwencją rozwoju prawicowych ideologii i odpowiadających im form władzy. Niebezpieczeństwo powrotu antysemityzmu wiąże się przede wszystkim z tym, że owe ideologie wcale nie zniknęły z życia społecznego Polski i innych krajów Europy. I nie chodzi tu tylko o marginalne grupki skinów uprawiających kult Adolfa Hitlera. Zagrożenie jest daleko poważniejsze. Dziś najgroźniejsi są neofaszyści w garniturach, którzy w czasie rządów PiS-u opanowali wiele ważnych stanowisk w administracji, państwowych instytucjach naukowych (takich jak IPN) i mediach publicznych. Wielu z nich jest tam w dalszym ciągu czego najlepszym dowodem nazista Piotr Farfał zasiadający w radzie nadzorczej TVP S.A.

Ofensywy w obronie honoru narodu polskiego podczas dyskusji o Jedwabnem  w 2000 r. oraz o Strachu w 2008 pokazały jak bardzo naiwnie brzmią próby sprowadzenia brunatnego zagrożenia do poziomu subkultury i politycznego marginesu. Okazuje się, że endecka wizja narodu podzielana jest przez czołówkę polityczną i publicystyczną naszego kraju. Aby się tym przekonać wystarczy przeczytać cytowane przez Zgliczyńskiego wypowiedzi Tomasza Strzembosza, Jarosława Kaczyńskiego, Bogusława Wolniewicza czy Janusza Kurtyki.
Polskie elity uciekają od prawdy w nacjonalistyczny mit wedle którego nasza inteligencja i kościół a zatem prawdziwi depozytariusze idei narodu polskiego mają czyste ręce, żydów mordowali pozbawieni autorytetów chłopi, którzy na dodatek nie byli Polakami w sensie etycznym. Pierwszy z tych argumentów podniósł liberał Andrzej Friszke, drugi głosi prawicowiec Marek Jan Chodakiewicz. Tak oto dwóch historyków bardzo różnych orientacji połączyło wyobrażenie czystej wspólnoty prawdziwych Polaków skalanej przez jednostki (lub grupy) bez odpowiednich kwalifikacji moralnych.

Obraz antysemityzmu polskiej prawicy komplikuje dodatkowo aktualny kontekst polityczny. Dziś prawica (zarówno ta skrajna jak i umiarkowana) stara się nie być otwarcie antyżydowska. Coraz częściej legitymizuje się entuzjastycznym poparciem dla …Izraela. Nie osłabia to oczywiście jej antysemityzmu, przeciwnie proizraelskość jest świetnym alibi, za którym mogą rozkwitać stare rasistowskie stereotypy. Cóż z tego, że w roli Żydów występują obecnie muzułmańscy imigranci z Bliskiego Wschodu i Afryki północnej? W opinii prawicy zatruwają oni zdrowy organizm zachodnich społeczeństw zupełnie tak samo jak niegdyś czynili to wyznawcy judaizmu. Tam gdzie dawniej byli Żydzi dziś mogą być Palestyńczycy. Antysemityzm doby prewencyjnej wojny z terroryzmem to przede wszystkim antyarabizm, i antyislamizm. W takim antysemityzmie Izrael może odgrywać pozytywną rolę forpoczty białego Zachodu w morzu orientalnego barbarzyństwa. Peany jakie pod adresem polityki izraelskiej formułują liderzy polskiej prawicy Donald Tusk i Lech Kaczyński ukazują jak działa ten mechanizm. Tok myślenia wydaje się być następujący: „Poprzyjmy okupację Palestyny, a Jedwabne i Kielce będą nam wybaczone.” Ci sami, którzy bronią honoru narodu zagrożonego przez publikacje Grossa piętnują solidarność z Palestyńczykami jako objaw antysemityzmu. Zgliczyński ukazuje całą obłudę i fałsz takiego myślenia. Dowodzi, że w gruncie rzeczy jest ono potwierdzeniem antysemityzmu, który był przecież niczym innym jak nienawiścią do słabych, wyzutych z ziemi i państwa narodowego. Dziś w takiej sytuacji znajdują się zarówno imigranci, uchodźcy jak i okupowani Palestyńczycy. Dlatego proizraelscy entuzjaści polityki okupacji i apartheidu, podobnie jak zwolennicy hasła „zderzenia cywilizacji” zasługują na miano prawdziwych antysemitów naszych czasów.

Książka Zgliczyńskiego mówi tu coś, co lewica na zachodzie zrozumiała już dawno. Mianowicie, że autentyczna pamięć o ofiarach antysemityzmu winna polegać na poważnym potraktowaniu zasady „nigdy więcej”, a zatem zobowiązuje także do solidarności z ofiarami okupacyjnej przemocy na Zachodnim Brzegu i w Strefie Gazy. Być przeciwko antysemityzmowi, to także przeciwstawiać się izraelskiej okupacji. To łączyć obowiązek solidarności z żydowskimi ofiarami antysemityzmu z obowiązkiem krytyki agresywnych poczynań władz Izraela. Wybitny amerykański socjolog Norman Birnbaum ujął to następująco: „jeśli Europejczycy na serio traktują swoją odpowiedzialność za Holocaust, powinni powstrzymać Izrael przed rozkręcaniem przemocy”.

Krótka książeczka Zgliczyńskiego to lektura obowiązkowa. Jej waga polega na tym, że łamie kilka bardzo groźnych tabu, które ukształtowały się w pisaniu i myśleniu o antysemityzmie w naszym kraju. Po pierwsze autor odrzuca mit dobrej elity i ciemnego ludu – pokazuje, że źródeł antysemityzmu szukać trzeba w kościele i prawicowych elitach politycznych oraz intelektualnych. Po drugie odrzuca tezę jakoby antysemityzm był zjawiskiem marginalnym – pokazuje, że wizje świata, których był integralną częścią mają się znakomicie a ich wyznawcy świetnie odnajdują się w demokratycznym establiszmencie, mediach czy urzędach publicznych. Po trzecie odrzuca założenie, że antysemityzm jest czymś zewnętrznym wobec społeczeństwa burżuazyjnego – pokazuje, że stanowi on istotny element tożsamości polskiej prawicy i kościoła katolickiego. Po czwarte wreszcie odrzuca redukowanie antysemityzmu do kwestii historycznej – pokazuje, że zmodernizowane postacie „posądzania Żydów” a szerzej „posądzania innych” ciągle stanowią mechanizm mobilizacji zwolenników prawicy czego najlepszym dowodem są histerie antyimigranckie i antyarabskie rozkręcane w ramach wojny z terroryzmem.
W takim świetle tytułowy antysemityzm po polsku stanowi problem, którego nie da się rozwiązać żadną deklaracją ani zadośćuczynieniem (choć oczywiście są one konieczne). Jest bowiem problemem odradzającym się wciąż w nowych przebraniach, wypływającym na powierzchnię zawsze gdy w polityce pojawia się straszak w postaci „Innego”, który rzekomo zagraża narodowej jedności przez sam fakt, że jest wśród nas.

Lena Napierska

Stefan Zgliczyński, Antysemityzm po polsku, wyd. Książka i Prasa (seria Biblioteka Le Monde diplomatique), Warszawa 2008, s. 141, cena 20 zł.
Książkę można zamówić w wydawnictwie Książka i Prasa, ul. Twarda 60, 00-818 Warszawa, tel. 022-624-17-27, 022-625-36-26